Wspólna troska ludzkości o losy kolejnych pokoleń jest stosunkowo młodym wynalazkiem. Choć dokładamy wszelkich możliwych starań, aby indywidualnie zapewnić jak najlepszą przyszłość własnemu potomstwu, to nie jest to tożsame ze świadomością przyszłości całego naszego gatunku. Słynne pytanie “czy jesteśmy dobrymi przodkami?” (are we being good ancestors?), które kilkadziesiąt lat temu postawił doktor Jonas Salk – autor jednej z pierwszych udanych szczepionek przeciwko polio – warto obecnie przywoływać ze zwielokrotnioną siłą. Dzisiaj, kiedy rośnie nasza zbiorowa świadomość, gdy coraz dokładniej potrafimy zidentyfikować szereg cywilizacyjnych problemów zawinionych przez naszych przodków i przez nas samych, kiedy nasza aktywność dotyczy coraz odleglejszej przyszłości oraz kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z niezwykłej sieci powiązań między człowiekiem a światem, pytanie o bycie dobrym przodkiem wymaga coraz bardziej kompleksowych refleksji. Czy zechcemy systemowo odwracać niekorzystne dla przyszłości tendencje? Jaki kierunek rozwoju narzucimy kolejnym generacjom ludzi i przyrodzie ożywionej? Kim lub czym każemy im być? Czy w tak szerokim ujęciu potrafimy być dobrymi przodkami?
Myślenie o wybiegającej w przyszłość zbiorowej pomyślności całego gatunku, możliwe jest dzięki rozwiniętej świadomości, świadomości wzbogaconej zdolnością abstrakcyjnego myślenia. Dla większości żyjących na świecie organizmów, zbiorowa troska o przyszłe losy całego gatunku, jest więc raczej niedostępnym doznaniem. Choć mogę sobie wyobrazić, że dobór krewniaczy może w pewnym stopniu umożliwić jakiejś części gatunku – pozbawionemu rozwiniętej świadomości – lepszą przyszłość zbiorową, to nie są to działania celowo nakierowane na bardziej odległą przyszłość całego gatunku i raczej na pewno nie wynikają ze świadomości odległej przyszłości. Sam przejaw altruistycznych zachowań względem własnego gatunku, jak np. rezygnacja przez niektóre owady społeczne z rozmnażania, nie jest jeszcze przejawem zbiorowej świadomości przeznaczenia. To jedynie ewolucyjnie ekonomiczny wynik dostosowania się do istniejących w danym czasie warunków, dla danej zbiorowości osobników. Dla większości gatunków kształt przyszłości kreśli dobór naturalny, preferując sukces pojedynczych osobników. Każde jednostkowe udoskonalenie podnosi poprzeczkę dla gatunkowych współplemieńców. Odległa, zbiorowa przyszłość całego gatunku, nie jest więc zbyt częstym tematem codziennej ewolucyjnej debaty. Jednak świadomość oraz zdolność abstrakcyjnego myślenia człowieka, pozostawia daleko w tyle zdecydowaną większość innych organizmów. Ludzie potrafią sobie wyobrazić, co może się wydarzyć w przyszłości. Potrafią snuć plany a nawet przewidywać skutki działań, o ile tylko tego chcą. Czy społeczny Homo sapiens będzie w stanie wykorzystać swoją ewolucyjną przewagę, aby stawać się coraz lepszym przodkiem dla całego swojego gatunku? Czy równocześnie potrafi być dobrym bogiem dla innych form życia, które może ocalić lub unicestwić, a od których uzależniona jest jego przyszłość?
Jeżeli szczycimy się rolą tak niezwykle zaawansowanego i społecznego gatunku, to nie powinniśmy sprowadzać naszego zachowania wyłącznie do rywalizacji o sukces jednostki. Tym bardziej jeśli jesteśmy świadomi, że posiadamy niezwykle rozwinięty mózg, który naszą świadomość – również tę społeczną – wyczarował. Choć rozpierający się od dawna łokciami kult sukcesu jednostki odwołuje się do konieczności walki o byt, to nie jest to już typowo “zwierzęca” walka o życie lub śmierć. Wiem, że jeszcze nie wszyscy, ale z dnia na dzień coraz więcej ludzi na świecie, nie musi już walczyć o jedzenie, bezpieczeństwo czy zdrowie. W porównaniu do minionych wieków jest nam coraz lepiej, czujemy się coraz bezpieczniej. Być może tego nie zauważmy, lub nie chcemy zauważać, ale zdolność przetrwania gatunku ludzkiego coraz mniej definiowana jest siłą mięśni, a coraz bardziej zdolnością do konstruowania norm i sojuszy socjalnych. Życie wyłącznie po to, aby bez jakichkolwiek refleksji wygenerować jak najwięcej potomków, wydaje się dzisiaj przydatnym dostosowaniem innych niż człowiek gatunków. Troska o wzrost ilości nowych połączeń neuronalnych jest więc mocno konkurencyjną strategią do tej, która oparta jest na zwiększaniu ilości emitowanych w świat plemników. Nie umniejszam wszystkim innym formom życia niezwykle wielkiej roli, jaką odegrały i nadal odgrywają w naszym teatrze życia. Staram się jedynie podkreślić sens powstania świadomości, zwłaszcza świadomości socjalnej, która jak się wydaje, najbardziej zadecydowała o naszej przewadze nad resztą świata ożywionego. Wiele wskazuje na to, że świadomość w ewolucyjnym ujęciu ma charakter adaptacyjny. Jeśli więc mowa o świadomej przyszłości całego gatunku, to chyba przede wszystkim od człowieka należy oczekiwać konkretnych działań. Przecież to właśnie on przejął samozwańczą rolę scenarzysty i reżysera dalszych dziejów całej planety.
Z punktu widzenia trwania życia na naszej planecie, kimkolwiek i jacykolwiek byli nasi przodkowie, wypada abyśmy byli z nich zadowoleni. Wszak doprowadzili do sytuacji, iż jesteśmy gatunkiem szczególnym. Równie zadowolone ze swoich przodków powinny być na przykład dinozaury, zakładając, że byłyby zdolne do takich refleksji. Zadowolonym ewolucyjnie ze swoich przodków mógłby być właściwie każdy żyjący w danym momencie gatunek, który miałby zdolność oceny takiego stanu rzeczy. Jednak przy ocenianiu człowieka, ujęcie wyłącznie w kategoriach przedłużania życia, byłoby zbytnim uproszczeniem. Po pierwsze zdjęło by z nas jakąkolwiek odpowiedzialność za czyny mające skutki w przyszłości. Kimkolwiek byliby nasi potomkowie i w jakiejkolwiek formie byliby zmuszeni żyć, moglibyśmy się czuć usprawiedliwieni, że skoro tylko będą istnieć, to powinni być swoim przodkom wdzięczni. Po drugie, wystawiłoby na pośmiewisko naszą dumę z własnej świadomości, gdyby nagle celowy wpływ na przyszłość przestał nas interesować. Przecież to, co obecnie projektujemy i robimy, nie tworzymy z myślą o potomkach, którym znikną ręce czy wyrosną płetwy, ani też o tych, którzy zaczną oddychać beztlenowo uzyskawszy wcześniej zdolność trawienia np. politereftalanu etylenu. Choć coraz bardziej dzięki technologiom wpływamy na nasz gatunek, to planując przyszłość raczej zakładamy, że przygotowujemy ją dla zbliżonych do nas samych potomków. Być może się mylimy. Po trzecie, tempo w jakim wpływamy na przyszłość własnego gatunku jest tak olbrzymia, że źle potraktowany potomek, może jeszcze zdążyć spoliczkować nas za naszego życia. Ewolucja w kwestii prędkości ma zupełnie inne zdanie niż człowiek. Eksplozja kambryjska trwała – według najkrótszych z kreślonych scenariuszy – aż kilkanaście milionów lat. My dzisiaj, przekonani o wysokiej świadomości naszych działań, pracujemy nad przyszłością z odrobinę większym pośpiechem. Ponieważ nasi potomkowie – przynajmniej ci w najbliższym czasie – obdarzeni będą podobną do naszej świadomością, to nie powinniśmy liczyć na taryfę ulgową. Oceniać nas będą za zdolność do świadomego kształtowania przyszłości, w najszerszym z możliwych ujęć. Myślę, że nie zapomną, iż dysponowaliśmy (dysponujemy) niezwykle rozwiniętym mózgiem, zdolnym do wyobrażeń o przyszłości.
Już od wielu tysięcy lat, wielu ludzkich potomków nie musi mierzyć się ze światem, korzystając z potęgi mózgu, zasilanego przede wszystkim siłą DNA. Mózgi ludzi, którzy decydują o teraźniejszości oraz przyszłości, nie są już tylko biologicznie zmodyfikowaną kopią mózgów poprzedzających je pokoleń, wzbogaconą o biochemiczny ślad ewolucyjnie krótkiego epizodu własnych doświadczeń. Nasze mózgi zasilane są od bardzo dawna nowym, zbiorowym rodzajem pamięci wielu minionych pokoleń. Zapisem, który potrafimy interpretować i wdrażać w życie znacznie szybciej, niż indywidualne ćwiczenia, jakie wykonujemy dzięki instrukcjom, przekazywanym nam przez antenatów w materiale genetycznym. Wiedzę, na podstawie której kształtujemy naszą teraźniejszość oraz planujemy przyszłość, czerpiemy w dużej mierze z takich wynalazków jak książki, artykuły, nagrania dźwiękowe, filmy, teatr, muzea, internet, a także z wielu innych metod rejestrowania wiadomości dla potomnych. Już od niepamiętnych wieków wskazówki dla naszych sukcesorów możemy zapisywać w równoległym, konkurencyjnym do kodu genetycznego zapisie, który może być drogowskazem dla niemal wszystkich ludzi. Jednak czy pękające w szwach biblioteki i muzea wystarczająco przekonują potomków, że przodkowie pozostawili w nich naprawdę wartościowe wskazówki dla ich życia? Jak często tak pozostawiane informacje dla kolejnych pokoleń były niedokładne, skażone błędem poznawczym, przejaskrawione lub wręcz sfałszowane? W jaki sposób, doskonalone przez miliony lat i zapisywane w biochemicznej postaci instrukcje życia, mogą być uzupełniane przez pamięć reprezentowaną pod postacią liter, cyfr, bitów czy innych wymyślonych przez człowieka technologii zapisu informacji? Czy te dwie odmienne formy rejestrowania doświadczeń ludzkości mogą ze sobą współgrać dla dobra człowieka i wszelkich innych form życia, od których jest uzależniony?
Świadomość bycia dobrym przodkiem – w szerszym niż rodzinne ujęciu – zaczęła kiełkować w głowach bardziej uświadomionych ludzi nie tak dawno temu. Początki każdej nowej idei bywają jednak trudne, pełne niedoskonałości i wymagają czasu. Czy zdążymy? Chęć bycia coraz lepszym przodkiem przybierała na sile wraz ze zdobywaniem wiedzy na temat otaczającego nas świata i stopniowym odkrywaniem coraz większej ilości zależności między człowiekiem a światem. Nasza świadomość zależy jednak od ilości gromadzonej wiedzy oraz jej jakości, a jak na złość, suma wiedzy mającej wpływ na naszą jaźń rośnie w zawrotnym tempie. Równocześnie coraz trudniej potrafimy weryfikować jej jakość. Świadomość bycia dobrym przodkiem wymaga od nas coraz większego i coraz szybszego zaangażowania intelektualnego, na które mamy coraz mniej czasu. Ewolucja nie przygotowała nas na tak szybkie zwroty akcji. Nasze umysły, choć w fascynujący sposób wyprzedziły zdolności kognitywne innych form życia, raczej nie powstały w wyniku presji doboru naturalnego na czas, który mierzony jest stoperem czy zegarem. Naszą świadomość kształtowaliśmy bardzo długo, mimochodem. Natura przygotowała nas znacznie lepiej do troski o pełny żołądek i bezpieczeństwo, a z nastaniem człowieka społecznego, dodatkowo do bycia podziwianym przez innych. Reputacja w stadzie ma wysoką cenę. Nic więc dziwnego, że szybciej stworzyliśmy społeczeństwo rozbuchane konsumpcyjne niż takie, które roztrząsa odległe losy całego gatunku czy całej planety. Absolutnie nie bronię działań tych, którzy bez jakichkolwiek refleksji lub wręcz cynicznie podważają aktualny stan obiektywnej wiedzy ludzkości i swoimi działaniami zagrażają przyszłości wszystkich pokoleń naszego gatunku. Pragnę jedynie zauważyć, że statystycznie, po mieszkańcach naszej planety nie powinniśmy oczekiwać samoczynnego i natychmiastowego zwrotu akcji, w trosce o dobro odległego jutra. Uświadomienie sobie perspektyw odległej przyszłości wymaga wiele czasu i stosunkowo ciężkiej pracy. To nie prawda, że wystarczy usłyszeć w tym temacie kilka argumentów czy przeczytać bijący na alarm artykuł. Społeczne nawyki kształtują się bardzo często metodą kopiuj-wklej. Na horyzoncie pojawiają się wyzwania, które wymagają zmiany wielu naszych poglądów i przyzwyczajeń. Dzisiaj, świadomość trudno weryfikowalnej wizji przyszłości, konkuruje z lepiej udokumentowanym doświadczaniem przyjemnej teraźniejszości.
Kiedy rozmawiamy o przyszłych losach ludzkości, natychmiast w naszych głowach pojawia się problem ochrony zasobów naturalnych. Ochrona środowiska jest dzisiaj jednym z najpilniejszych zadań na naszej liście obowiązków. Patrząc na coraz dokładniejsze statystyki, szóste wymieranie, które zaczęło już zaglądać nam do okien, nie wydaje się zmyśloną bajką na potrzeby czyjegoś marketingowego spektaklu. Nagrobki z pięciu poprzednich, masowych pogrzebów na naszej planecie, coraz liczniej możemy obserwować w muzeach na całym świecie. W dyscyplinie zwanej przetrwaniem, przegrywały nie tylko trylobity czy konodonty, ale nawet gatunki o fascynujących rozmiarach i niezwykłej sile, jak dinozaury. Tych najbardziej cherlawych zapewne nigdy nie uda nam się wygrzebać z ziemi ani z dna oceanów. Zostawiły po sobie zbyt mało czytelne zapisy, które potrafilibyśmy dzisiaj odczytać. Być może, gdybyśmy dysponowali nieporównywalnie większą i precyzyjniejszą ilością informacji o życiu i zachowaniach wielu naszych ewolucyjnych praprzodków, nasza wyobraźnia zadziałałaby znacznie szybciej. Być może, szczycąc się niedostępnym dla innych gatunków “logicznym” i “zdroworozsądkowym” umysłem, znacznie szybciej potrafilibyśmy na bazie ogromnej ilości faktów, wyciągać lepsze wnioski na przyszłość. Obecnie, rozumienie zależności człowieka od całego otoczenia, w którym powstał i w którym żyje, nie pozostawia złudzeń. Bycie dobrym przodkiem dla swojego gatunku oznacza konieczność troski o całą naszą planetę, a wkrótce zapewne znacznie więcej.
Dla człowieka zrozumienie przyszłości w kontekście wyłącznie środowiskowym, jest jednak niewystarczające. Od niezliczonych tysięcy lat, rozwijamy dzięki naszym zdolnościom zaawansowane formy społeczne, zapierającą dech w piersiach sztukę i kulturę czy niewyobrażalne dla naszych poprzedników technologie. Powinniśmy się więc troszczyć o kontynuację również sporej części tego dorobku naszego intelektu. Jeśli stan, do którego dotarła obecnie ludzkość, nie jest chwilową ciszą przed kolejnymi burzami, to powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby ćwiczyć naszą świadomość w rozumieniu tego, jak wiele udało nam się osiągnąć. Starania o rozwój naszej wyobraźni muszą uwzględniać dotychczasowe osiągnięcia w zakresie demokracji, piśmiennictwa, medycyny, etyki czy szybkości propagowania wiedzy. Człowiek dotarł do antropocenu, opierając się na permanentnym rozwoju swojego otoczenia i życia. Jednak nieustanny rozwój towarzyszył również naszym przodkom wszelakiej maści, począwszy od narodzin naszej planety. Błędy, do których doprowadza era panowania Homo sapiens, wynikają nie tyle z nagłej zmiany naszej biologicznej natury, co z czasu, który w pewnym momencie zaczął dla nas biec znaczne szybciej niż dla wszystkiego co nas otacza. Zachłysnęliśmy się swoimi osiągnięciami. Nauczyliśmy się myśleć i tworzyć coraz szybciej. Najwyraźniej upłynęło za mało czasu, abyśmy dojrzeli do świadomości, że nadmierna prędkość w stosunku do całej reszty może się odwrócić przeciwko nam. W ewolucji bywają momenty, że sytuacja wymusza szybsze zmiany. Czy spróbujemy znacząco przyspieszyć w doskonaleniu naszej aktualnej mentalności? Czy zdążymy być dobrymi przodkami? A może w udziale przypadnie nam jedynie rola, niewiele znaczącego na osi czasu Ziemi gatunku, który ustąpi miejsca innym formom życia? Dinozaurom najwyraźniej nie pomogło nawet sto kilkadziesiąt milionów lat trwania, aby czuć się bezpiecznie w obliczu niespodziewanych zwrotów akcji. Czy nasza unikalnie rozwinięta świadomość pomoże nam w racjonalnej ocenie szans na długie przetrwanie, czy jej rola ograniczy się jedynie do świadomego wymierania? Zagrożeń czeka na nas wiele. Zarówno środowiskowych jak i tych kulturowo-społecznych.
Dlaczego jednak chęć bycia dobrym przodkiem miałaby mieć jakikolwiek sens? Przecież życie tu i teraz wydaje się być znacznie ciekawszym zajęciem, niż roztrząsanie scenariuszy przyszłości. Dzisiaj łatwiej przychodzi nam dbać o losy tylko własnych dzieci, przekazując im być może małe co nieco w spadku, wraz z odwieczną mantrą, że ich własne życie mogą kształtować jak sobie tylko wymarzą. To prostsze niż przewidywać, w jaki sposób ich życie może naprawdę wyglądać. Są jednak powody, dla których perspektywiczne myślenie ma sens. Jeśli uważamy nasz umysł za szczególne osiągnięcie ewolucji, to powinniśmy mu zlecać zadania nie tylko w czasie teraźniejszym. Wygląda na to, że przynajmniej do tej pory, ewolucyjnie, świadomość miała charakter adaptacyjny. Warto więc dołożyć wszelkich starań, aby dla bezpośrednich potomków, stanowić jak najlepszy punkt wyjścia. Drugim powodem jest czas, w jakim człowiek zmienia świat. Efekty naszych działań zaczynamy zauważać sami, w jednym zaledwie pokoleniu. W sensie twórców i adresatów zmian, zaczynamy być przodkami sami dla siebie. Rozbudowa naszych refleksji na temat przyszłości, wymaga bardzo szybkich działań. Świadomość rodzi się w dużej mierze z faktów, kształtuje się z wiedzy. Nasza statystyczna świadomość nie odpowiada aktualnej wiedzy, jaką zgromadziliśmy jako cywilizacja.
Kiedy mowa o aktualnej wiedzy o społeczeństwie, technologii, środowisku, demokracji, sztuce, całej naszej planecie, czy innych dziedzinach, nasze umysły statystycznie dysponują zbyt skromną ilością danych, aby właściwie zasilić własną wyobraźnię możliwymi wariantami przyszłości. Z jednej strony dysponujemy niewystarczającą ilością przydatnych do prognoz danych historycznych, z drugiej, nasze mózgi nie są w stanie analizować nawet obecnej ilości zgromadzonej wiedzy, która powinna mieć wpływ na wizję przyszłości. To chyba trochę tak, jakby efekty działań naszych mózgów, wyprzedziły możliwości przetwarzania, jakie ten niezwykły organ zdołał wykształcić. Jednak w wielu dziedzinach nadal brakuje nam mnóstwa danych, aby na ich podstawie próbować prognozować przyszłość. Czy nasz posadowiony najwyżej jak to możliwe organ, podoła takim wyzwaniom, skoro już dzisiaj wydaje się być nieco przeciążony? Jeśli dysponowalibyśmy bardzo szczegółowymi danymi z dziejów Ziemi, powiedzmy z ostatniego miliona lat, to jest duża szansa, że znacznie wcześniej bylibyśmy w stanie wytresować naszą świadomość do większej skromności, względem wszystkiego co nas otacza. Myśl ta, daje mi nadzieję, że skoro od pewnego czasu rozpoczęliśmy gromadzenie niewyobrażalnej do tej pory ilości danych, to być może mamy szansę zdążyć. Rejestrowanie tysięcy najdrobniejszych sygnałów z życia i zachowania człowieka oraz naszej planety, zapisy społecznych interakcji, zmian klimatycznych a nawet zachowań pojedynczych osobników, może być jednym z elementów, które stanowią o tym, że będziemy choć trochę dobrymi przodkami. Wszechobecne ślady jakie pozostawiamy dzisiaj na serwerach, nawet bez naszej wiedzy, zaczynają urastać do olbrzymich zbiorów danych wiedzy o tym, jak żyjemy i co jest dla nas ważne. My nie mieliśmy tyle szczęścia, aby wszystko, czego doświadczali nasi odlegli antenaci, zostało nam przekazane w formie sformalizowanych zapisów, gotowych do szybkich analiz. Jeśli więc nasi potomkowie zechcą, to będą mieli szansę na znacznie szybsze wyciąganie wniosków z dobrych i złych zachowań swoich przodków. Mam nadzieję, że technologia pozwoli im na odczytanie formatu spisywanych przez nas cyfrowych pamiętników.
Konieczność gromadzenia coraz większej ilości szczegółowych danych, wydaje się naszą nieuniknioną przyszłością. Myślę, że wcześniej czy później, gromadzone aktualnie dzięki niezwykle szybko ewoluującym technologiom jottabajty danych, a lada moment zapewne ich kolejne rzędy wielkości, nie będą już miękkim orzechem do rozgryzienia przez nasz biologiczny rozum. Choć nasz mózg jest niezwykłym osiągnięciem biologicznej ewolucji, to nie do końca jest przygotowany na współpracę z owocami ewolucji technologicznej. Wydaje się, że już dzisiaj mógłby potrzebować zewnętrznego wsparcia. Wsparcia w postaci technologicznych agentów, które potrafią agregować zgromadzone w cyfrowej przestrzeni dane, na zrozumiałe dla neuronalnych sieci informacje. To nic nadzwyczajnego. Do tej pory również potrzebowaliśmy asystentów, którzy zbierają, analizują i sortują według określonego klucza informacje, aby dla większości z nas stały się szybko przyswajalnymi. Dotychczas byli to jednak ludzie z krwi i kości, być może trochę doskonalsi w tej czy innej dziedzinie, ale nadal biologiczni. Teraz, kiedy gromadzeniem olbrzymich ilości informacji o naszych zachowaniach zajmują się technologie, ich agregację, analizę i tłumaczenie na ludzki język musimy również zlecić technologiom. To technologie będą nam musiały dostarczyć zrozumiałych streszczeń tego co robimy w skali masowej. To one muszą wspomóc moc obliczeniową naszego umysłu i przygotować możliwie bogaty zestaw argumentów dla świadomości naszej oraz świadomości naszych następców. Jeśli nasi potomkowie będą mogli opierać swoje decyzje na coraz większej ilości faktów, sami będą mogli stawać się lepszymi przodkami dla kolejnych sukcesorów. Kuriozalnie, technologia której dominacji nad człowiekiem coraz bardziej się obawiamy, może nam pomóc w byciu lepszymi przodkami.
Chęć bycia dobrym przodkiem niesie ze sobą jeszcze jeden obowiązek. To konieczność sporządzenia instrukcji obsługi do zgromadzonej przez nas wiedzy. W dużym skrócie to przywilej edukowania. Świat zmieniał się w ostatnich dekadach tak szybko, że dopiero uczymy się jak tego dokonać. Edukację naszych spadkobierców musimy jednak dostosować do warunków, które im przygotowaliśmy. To nieprawda, że do młodych pokoleń nie da się dotrzeć, że “żyją własnym życiem”, że nie są w stanie nas zrozumieć. Aby nas zrozumiały musimy stworzyć system, w którym można czerpać z ich buntowniczych dusz i kreatywności, a równocześnie dowodzić naszego własnego doświadczenia. Skuteczna edukacja to intelektualny wyścig mistrza i ucznia. Muszą wzajemnie stymulować swoje umysły. Ludzki mózg zdolny jest do niewyobrażalnych aktów kreacji, jeśli tylko odpowiednio często uczęszcza na lekcje gimnastyki. Otwarty na wzajemne wartości dialog międzypokoleniowy to ogromny potencjał, z którego warto sobie zdać sprawę. Błędy przodków zauważają nie tylko ich potomkowie. Część z tych, którzy nadal tkwią w siodle przodka, dostrzega swoje potknięcia jeszcze za własnego życia. Może warto w takich przypadkach przyznać się do własnych pomyłek, nie czekając na osąd potomnych. Jeśli naszą przyszłość postrzegamy w kategoriach przetrwania własnego gatunku, ocalenia środowiska w którym żyjemy, dalszego pokojowego współżycia, doskonalenia zasad etyki i moralności, rozwoju demokracji i wszystkich innych osiągnięć, nad którymi pracowaliśmy bardzo ciężko i długo, to nie możemy pozwolić, aby z tak szerokiego spektrum ewolucyjnych osiągnięć gatunkowych, przetrwały jedynie nieliczne. Siłą człowieka cywilizowanego, która wynika z jego intelektu i świadomości, powinna być kompleksowość i wielowątkowość planowania i działań, oparta na rzetelnych fundamentach zweryfikowanej naukowymi metodami wiedzy. Nie możemy zamykać się wyłącznie w filozofiach doraźnych mód, trosce o własne ego, skrajnym konsumpcjonizmie, populizmie, negowaniu nauki, czy innych zachowaniach, które bardziej przystawały do wcześniejszych epok naszego rozwoju. Nie możemy też dłużej bezkrytycznie łechtać swojej wyobraźni nadrzędną rolą Homo sapiens nad całym światem. To, jak bardzo przysłużymy się przyszłym losom, ocenią nasi potomkowie, o ile pomożemy im do ich czasów dotrwać. Jeśli paszportem naszego gatunku do dobrej przyszłości ma być nasza świadomość, to musi to być świadomość powszechna. Ewolucja czuje się lepiej z bioróżnorodnością. Trudno więc tak naprawdę oczekiwać, aby jeden, wyjęty z kontekstu gatunek, mógł odnieść spektakularne znaczenie w kalendarium Wszechświata. Jeśli już to zazwyczaj przez geologiczną chwilę. Dzisiaj trwa jeszcze “nasza chwila”, której czas trwania wydaje się być wyłącznie w naszych rękach.
Liczba komentarzy 2
… no cóż nie mamy tego komfortu, który mieli nasi poprzednicy … a może komfort nie jest taki istotny … a może nie istnieje …
pozdrawiam i miło poczytać …
iwa
Myślę, że z punktu widzenia jednostki komfort jest istotny. Każdy odczuwa go jednak na swój sposób i zależnie od kontekstu, w którym rozwija się umysł. Komfort naszych przodków pozbawiony był wielu odniesień, które w naszej świadomości pojawiły się stosunkowo niedawno. W tym sensie nasi poprzednicy rzeczywiście mieli inny, “spokojniejszy” komfort. My dzisiaj, czując się komfortowo, powinniśmy cały czas spoglądać na zegar. Z punktu widzenia odległej przyszłości rzeczywiście może się okazać, że komfort nie był tak istotny. Choć tutaj znów rodzi się pytanie : czyj komfort? Każdy gatunek będzie mieć przecież taki komfort, na jaki zasłuży. Dzisiaj człowiek, dysponując nieporównywalnie obszerniejszą wiedzą niż przodkowie, ma w stosunku do nich ten komfort, że jeżeli tylko chce, to może zrozumieć, że nad przyszłością całego gatunku warto się zastanawiać.
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam 🙂 mj