Od dłuższego czasu zachodzę w głowę, jak to jest z tą inteligencją? Bardzo często utożsamiamy ją ze zdolnością rozwiązywania niecodziennych problemów, sztuką łatwego poruszania się w nieznanych sytuacjach czy np. umiejętnością kreatywnego łączenia abstrakcyjnych wątków i zdarzeń.
W czasach kiedy wiedza i intelekt stały się kluczem do rozwoju naszej cywilizacji, inteligencja powinna więc pomagać nam w rozwiązywaniu najbardziej palących ludzkość problemów. Powszechnie ludzi inteligentnych traktujemy w sposób uprzywilejowany, wierząc, że ich opinie są lepsze od tych, które rodzą się w przeciętnych umysłach. Dlaczego więc nasza cywilizacja boryka się ciągle z tak ogromną ilością podstawowych problemów, skoro z dnia na dzień dysponujemy coraz większymi zasobami wiedzy i opinii intelektualistów? Czy aby na pewno inteligencja człowieka daje szansę na rozwiązanie problemów ludzkości, skoro ewolucyjnie względem siebie jesteśmy konkurentami? Odpowiedzi na pytanie jak doszło do powstania naszej inteligencji próbowałem poszukać w opiniach biologów, ewolucjonistów, socjobiologów i antropologów. Nicholas Humphrey, zoolog z Cambridge, zdefiniował inteligencję jako “zdolność do modyfikowania zachowań na podstawie poprawnego wnioskowania z istniejących dowodów”. Konieczność zdobywania wiedzy to jednak znaczne obciążenie dla organizmu. Czy nie prościej byłoby pozostać “człowiekiem – wytwórcą narzędzi”? Ewolucja nie mogła przecież popełnić aż takiego błędu, by inteligencja powstała bez powodu. Po co więc wysilała się tak długo, aby doskonalić tę tak wymagającą sztukę? Richard Alexander z University of Michigan uznał, że główną siłą, która stymulowała inteligencję była obecność innych ludzi. To społeczne interakcje były głównym motorem ciągłego doskonalenia inteligencji. Podobnie uważał Humphrey, twierdząc, że człowiek używa intelektu głównie w odniesieniu do potrzeb społecznych, a także Horace Barlow, który uważał, iż rzeczy, których jesteśmy świadomi, związane są głównie z procesami umysłowymi w obszarze wydarzeń społecznych. Wygląda więc na to, że tak prężnie rozwijające się dzisiaj portale społecznościowe powinny przyśpieszyć rozwój naszej inteligencji w sposób niewyobrażalny. Z dalszą pomocą w moich rozterkach przychodzą mi poglądy Richarda Dawkinsa i Johna Krebsa, którzy już w 1978 roku uznali, że zwierzęta nie komunikują się między sobą jedynie po to, aby przekazywać sobie suche fakty, ale w celu wzajemnego manipulowania sobą. Czy słowik w celu przekazania swojej partnerce oraz konkurującym zalotnikom kilku oczywistych faktów o swojej kondycji i urodzie musiałby sięgać po aż tak wytworne i skomplikowane dzieło muzyczne, które stworzył? Chyba nie. Jego sposób komunikacji to raczej forma przypominająca reklamę korzyści z zaciągnięcia kredytu hipotecznego zamiast rzetelnej analizy finansowej. Jeżeli zatem ewolucyjnie używamy inteligencji do manipulowania innymi, to skąd u nas tak znaczne do niej zaufanie? Czy to oznacza, że jesteśmy w pewnym zakresie naiwni, czy może nieświadomie oszukujemy również samych siebie? Według amerykańskiego socjobiologa Roberta Triversa zwierzę, które chce skutecznie oszukiwać inne zwierzęta, musi również oszukiwać samo siebie, co jest swoistym systemem przechodzenia od świadomości do podświadomości. Zatem rozwijamy inteligencję, aby oszukiwać innych, oszukując równocześnie samych siebie. Może więc to jest głównym powodem uniemożliwiającym cywilizacji skuteczne rozwiązywanie wielu oczywistych problemów. No, ale skoro lubimy być oszukiwani, to zapewne życie opierające się jedynie na zasadach zimnej logiki byłoby niewyobrażalnie nudne, a z opłat abonamentowych musielibyśmy utrzymywać wszystkie stacje radiowe i telewizyjne.