Rozmowy o naszej najbliższej przyszłości zostały zdominowane przez roboty i sztuczną inteligencję. Trudno się dziwić, skoro dyscypliny te rozwijają się w tak zawrotnym tempie. Dynamiczny postęp dotyka jednak wielu innych dziedzin. Niektóre z nich wywrą na nasz gatunek równie wielki wpływ jak inteligentne maszyny oraz maszynowa inteligencja. Jedną z nich jest bez wątpienia biotechnologia. Pod tą dokładnie nazwą liczy sobie już około 100 lat, choć jej początki lokujemy około 6.000 lat wcześniej (*1). W tych ostatnich stu latach biotechnologia przeszła niewyobrażalną metamorfozę. Odkrywała przed człowiekiem wiele skrywanych przez naturę szczegółów, pozwalała ingerować w zdrowie i długość życia, umożliwiała podnoszenie wydajności upraw i hodowli. Z czasem zaczęła służyć człowiekowi do korygowania świata ożywionego. Część biotechnologicznego dorobku zapędziła nas w ślepe i niebezpieczne zaułki, z których aby się wydostać, sięgamy po jeszcze więcej biotechnologii. Jedną z nowych gałęzi w tej dziedzinie jest rolnictwo komórkowe (cellular agriculture), które przenosi hodowlę zwierząt i uprawę roślin, z poziomu gatunku na poziom komórki i tkanki (*2).
Kiedy w 2013 roku dowiedziałem się o publicznym usmażeniu i zjedzeniu pierwszego na świecie burgera, do którego mięso wyhodowano w laboratorium (*3), to patrzyłem na to sensacyjne osiągnięcie naukowe z mocnym przymrużeniem oka. Podświadomość uspokajała mnie, że na szczęście w moim życiu nie doczekam się bekonu z probówki ani filetów drobiowych wyhodowanych na szalkach Petriego. Abstrakcyjna cena rzędu 325.000 dolarów za jednego burgera, skutecznie podgrzewała – zapewne nie tylko mój – sceptycyzm. Zaledwie dwa lata później okazało się, że cenę laboratoryjnego burgera udało się obniżyć do niecałych 12 dolarów (*4). Dzisiaj, po kolejnych dwóch latach, nie jestem już pewien tego, co znajdę w swojej lodówce za kolejnych kilka lat. Założony w 2014 roku startup Muufri, który w 2016 roku zmienił nazwę na Perfect Day, przygotowuje się w najbliższym czasie do wprowadzenia na półki amerykańskich sklepów, “krowiego mleka” wyprodukowanego bez pomocy krowy (*5). Mleko wytwarzane jest dzięki genetycznie zmodyfikowanym drożdżom, które w procesie fermentacji produkują typowe dla mleka białka zamiast alkoholu. Choć same drożdże wymagają genetycznej modyfikacji, to wyprodukowane przy ich udziale mleko nie zawiera elementów GM. Do tak powstałego produktu dodawane są następnie specjalne mieszanki cukrów roślinnych i minerałów, aby stworzyć nowy rodzaj mleka, pozbawiony stabilizatorów, hormonów czy laktozy. Mimo wszystko to mleko, które działa jak mleko i smakuje jak mleko. W kolejce do sklepowych półek stoi kilka kolejnych firm, zajmujących się produkcją produktów spożywczych pochodzenia zwierzęcego bez udziału zwierząt. Choć rewolucja ta zaczęła się nie tak dawno temu, to przebiega w niezwykłym tempie.
Już od dziewięćdziesiątych lat minionego wieku mamy możliwość laboratoryjnej hodowli zwierzęcych komórek macierzystych. Nic dziwnego, że równie szybko zaczęliśmy prowadzić eksperymenty nad jadalnym mięsem z probówki. Bardzo konkretny wniosek patentowy w tym zakresie złożył już w 2000 roku Jon Vein. Dotyczył on laboratoryjnego wytwarzania konsumpcyjnych produktów mięsnych, w którym komórki mięśniowe oraz tłuszczowe hodowane były w sposób zintegrowany, aby docelowo pozwolić na uzyskanie wołowiny, drobiu lub ryb (*6). Maszyna wkrótce ruszyła z impetem i eksperymentami nad laboratoryjnie hodowanym pokarmem mięsnym zajęło się wiele placówek na świecie. W 2008 roku organizacja PETA (People for the Ethical Treatment of Animals) wyznaczyła milion dolarów nagrody dla osoby, która do 2012 roku zaproponuje opłacalną metodę produkcji mięsa in vitro (*7). Choć nie osiągnięto zdefiniowanego w regulaminie celu, nawet pomimo przekładania terminu na rok 2014, to w 2012 roku, nad hodowlą mięsa bez udziału zwierząt, pracowało już kilkadziesiąt laboratoriów na świecie. W 2013 – już wspominałem – zjedzono pierwszego laboratoryjnego burgera z krowiego mięsa. Jego abstrakcyjną cenę możemy mu wybaczyć – był pierwszym. Jednak już w 2015 roku nasz pierwszy burger in vitro został przez rzeczywistość przeceniony o około dwadzieścia siedem tysięcy razy. Wyobraźmy sobie, że podobne tempo redukcji cen dotyka innych innowacyjnych produktów, jakie powstały w minionym stuleciu. Ostatnia dekada to okres niezwykłego rozkwitu wielu dziedzin biotechnologii. Od 2014 roku swój sukces świętuje na przykład Real Vegan Cheese, startup, który zebrał 37.000 dolarów na Indiegogo, na produkcję prawdziwie wegańskiego sera (*8). Stworzone w laboratoriach syntetyczne drożdże stają się fabrykami mleka i białka. Białka te poddawane są następnie naturalnym procesom, prowadząc do powstania wegańskiego mleka, a ostatecznie do prawdziwego sera.
W 2014 roku swoimi osiągnięciami w dziedzinie laboratoryjnej hodowli mięsa pochwalił się również Modern Meadow, który powstał zaledwie 3 lata wcześniej. Zaprezentował on laboratoryjnie stworzone krążki mięsa w cenie około 100 USD za sztukę (*9). Rok później w Izraelu powstała organizacja MAF (Modern Agriculture Foundation), która postanowiła wspierać rozwój rolnictwa komórkowego. MAF prowadzi zaawansowane badania naukowe, współpracuje z komercyjnymi podmiotami produkującymi tak zwane czyste mięso (clean meat) oraz informuje społeczeństwo o ważności tego kierunku rozwoju (*10). Rok 2016 przyniósł powstanie New Crop Capital, funduszu venture capital, który skoncentrował sie na inwestowaniu w firmy wytwarzające produkty spożywcze o pochodzeniu roślinnym oraz firmy produkujące mięso laboratoryjnie. W swoim portfelu NCC zgromadził między innymi Beyond Meat, który specjalizuje się w zamianie protein zwierzęcych na roślinne, Memphis Meats – producenta laboratoryjnego mięsa, Geltor’a (wcześniej Gelzen) zajmującego się produkcją żelatyny bez udziału zwierząt, a także wiele innych firm wpisujących się w wizję tego funduszu, takich jak Lighter, Purple Carrot, Lyrical Foods, SunFed Foods czy Miyoko’s Kitchen (*11). Kiedy innowacja zaczyna przyciągać prawdziwy kapitał, wydarzyć może się wiele. Również w roku 2016 naukowe technologie rolnictwa komórkowego zaczął stosować Finless Foods, zajmujący się zrównoważonym wytwarzaniem owoców morza (*12). W 2016 powstał także The Good Food Institute, promujący wszelkie alternatywy dla zwierzęcych produktów żywnościowych, w tym także rolnictwo komórkowe (*13). W ubiegłym roku swój sukces ogłosił wspomniany wcześniej Memphis Meats, startup założony przez kardiologa z Silicon Valey, który wyhodował w laboratorium wołowego klopsa (*14). W 2016 uwagę części świata zwróciła wiralowa kampania crowdfoundingowa firmy SuperMeat, która za cel swojej produkcji obrała kurczaka z probówki (*15).
Ostatnie dziesięć lat, choć nie doprowadziło jeszcze do pojawienia się na naszych talerzach mięsa wyhodowanego w laboratoriach, bardzo poważnie rozkręciło rolnictwo komórkowe oraz wyobraźnię wielu kolejnych badaczy. Dzisiaj, po kilku latach od premiery swojego słynnego burgera, profesor Mark Post (jako Chief Scientific Officer) dzięki sporym inwestycjom nadal doskonali swoje osiągnięcia w startupie Mosa Meat (*16). Z kolei Perfect Day wierzy, że rok 2018 będzie rokiem przełomowym, który pozwoli firmie na wprowadzenia krowiego mleka (bez udziału krowy) na sklepowe półki. Również dzisiaj bardzo głośno o swoich planach wprowadzenia do sprzedaży drobiowych filetów mówi Memphis Meats. W zapowiedziach firmy słychać dużo optymizmu. Wiosną tego roku Memphis Meats ogłosił, że z powodzeniem opracował pierwsze na świecie laboratoryjnie wyhodowane mięso z kurczaka i kaczki. Firma ma nadzieję, że uda jej się skomercjalizować swoje rewolucyjne produkty w 2021 roku. Być może cel jest jeszcze bardzo odległy, ale jak widać, drobnymi krokami zbliżamy się do niego. W nieuniknioną przyszłość rolnictwa komórkowego wierzą między innymi Sergey Brin, Richard Branson a także Bill Gates, którzy zainwestowali całkiem imponujące sumy w część wymienionych przeze mnie firm. Jak szybko uda się laboratoryjnym innowatorom pokonywać kolejne przeszkody? Jak długo każdy z nas będzie czekać na pierwszą degustację fileta z probówki? Czy polubimy smak tak wyhodowanego mięsa? Ci, którzy mieli już taką szansę, twierdzą, że były to bardzo pozytywne doświadczenia smakowe. Sądząc z filmu zamieszczonego przez Memphis Meats, przygotowane przez nich dania są wyśmienite. Sam nie potrafię ocenić jak wiele w tym prawdy, a ile reklamy. Popatrzcie najlepiej sami.
Co nie powinno szczególnie dziwić, nie miałem do tej pory okazji spróbować mięsa wyhodowanego w laboratorium. Jednak kiedy zastanawiam się nad tym, czy takie mięso może być smaczne, przychodzi mi na myśl część skonsumowanych w ostatnich latach potraw mięsnych, które swoim smakiem sugerowały, że albo cierpię na przewlekłe zapalenie kubków smakowych albo trafiłem na mocno przeterminowane zwierzę. W grę wchodził ewentualny chemiczny “lifting” lekko nieświeżego okazu. Podobnych rozterek doznaję wtedy, kiedy stoję przed nowoczesną, przeszkloną gablotą z wędlinami w supermarkecie. Ogarnia mnie wtedy panika i zakłopotanie, czy w tej plątaninie najprzeróżniejszych kiełbas oraz w blasku tysięcy błyszczących plastrów niezwykle innowacyjnie ponazywanych szynek, uda mi się odnaleźć choć jeden produkt, przed którym nie zaprotestuje moja podświadomość. Nie wiem jak wy, ale ja odkryłem właśnie w sobie pokarmową podświadomość. Jeżeli kiedykolwiek kupiłem coś, co w sklepowej gablocie wyglądało wspaniale i wyzwalało obfity ślinotok, co jednak po powrocie do domu smakowało ot takie sobie, to mój układ neuronalny nigdy więcej nie skierował wzroku w kierunku tej właśnie, niezwykłej urody gablotowej wędzonki. Jestem więc gotów na podjęcie smakowych zmagań z dowolną gęsią, kaczką czy inną flądrą, wyhodowaną bez udziału zwierząt dzięki setkom nieprzespanych nocy w laboratoriach. Wierzę, że jeżeli naukowcy uporają się z głównymi wyzwaniami tej technologii, to mięso takie bardzo szybko uda się znacznie udoskonalić smakowo. Rozwijając coraz większe, przemysłowe hodowle zwierząt, sięgamy dzisiaj po coraz więcej antybiotyków i nienaturalnych pasz, zaś samo mięso uzdatniamy dowolną ilością dodatków chemicznych. Smak mięsa na sklepowych półkach może więc stopniowo pozostawiać coraz więcej do życzenia. Mięso hodowane laboratoryjnie powinno z czasem swoje walory smakowe poprawiać. Zapewne będziemy również w stanie znacznie poprawić wartości zdrowotne mięsa laboratoryjnego, wzbogacając go na przykład o określone witaminy i eliminując te substancje, które mogą nam szkodzić. Być może potrafimy wyeliminować minusy aktualnie spożywanego mięsa, które pojawiły się wraz z przemysłową hodowlą drobiu, bydła i świń i cofniemy się do takiej jakości mięsa z probówki, jakie oferowała człowiekowi w zamierzchłych czasach dzika przyroda.
Dzisiaj jeszcze zbyt wcześnie na hura optymizm dotyczący szybkiej komercjalizacji rolnictwa komórkowego. Z wielu względów nie powinniśmy jednak dotychczasowych osiągnięć lekceważyć. Niejedna innowacyjna technologia pokazała, że po kilkudziesięciu latach doskonalenia, jest w stanie rozpocząć prawdziwą rewolucję. Kiedy zwierzęta hodowlane odpowiedzialne są dzisiaj za kilkanaście procent globalnej emisji gazów cieplarnianych, kiedy konsumpcja mięsa na świecie ciągle wzrasta i kiedy nie potrafimy wykluczyć scenariusza szybkiego zwiększenia się liczby mieszkańców ziemi do około dziewięciu miliardów, rolnictwo komórkowe może być dla nas ogromną szansą. Choć na tym etapie potrzebuje jeszcze gigantycznych inwestycji, to wcale nie można wykluczyć, że stosunkowo szybko uda się osiągnąć akceptowalny przez część rynku poziom cenowy. Komercjalizacja mięsa hodowanego w laboratoriach-fabrykach z komórek, będzie mieć ogromnego rynkowego sojusznika, w postaci etyki konsumenta. Kiedy osiągnie ono zbliżone do tradycyjnego mięsa walory smakowe, to zobaczymy je zapewne na sklepowej półce tuż obok mięsa z ubojni. Wtedy napis na jednym z nich, informujący, że powstało bez zabijania zwierząt, bez ich cierpień i bez zużycia niewyobrażalnej ilości wody oraz bez antybiotyków, może mieć ogromny wpływ na decyzje kupujących. Aspekty etycznej hodowli zwierząt podnoszone są już od dawna. Wiele ruchów na rzecz rezygnacji z pokarmu zwierzęcego, manifestuje nie tylko szkodliwość mięsa w naszej diecie, ale również – a może przede wszystkim – kwestie etyki względem zwierząt. Tym, którzy w tym sporze bronili swojej mięsożerności argumentami fizjologicznej konieczności, rolnictwo uprawiane w laboratoriach wytrąci z rąk bardzo ważny argument. Nadal będą mogli spożywać mięso, jednak bez narażania zwierząt na cierpienia.
Od momentu kiedy laboratoryjne mięso znajdzie się w naszych sklepach, możemy więc mieć do czynienia z niezwykle błyskawiczną transformacją szeregu dziedzin. Rewolucja nie obejmie jedynie hodowców zwierząt ale również wszystkie ubojnie, masarnie, producentów pasz i antybiotyków dla zwierząt, wytwórców specjalistycznego sprzętu rolniczego, transportu zwierząt, usług weterynaryjnych czy na przykład zarządzania areałami upraw dla zwierząt. Statystyczny hodowca będzie zmuszony stać się bardziej laborantem niż farmerem. Podobnie jak w przypadku robotyzacji, miejsca pracy będą wymagały znacznie wyższych kwalifikacji niż wcześniej. Jak szybko nadejdzie era komórkowych farmerów? Tego nie wiem, ale sądzę, że rewolucja rolnictwa komórkowego będzie mieć równie rozległy wpływ na całą naszą cywilizację jak robotyzacja. Zdaje już sobie z tego sprawę część tradycyjnej branży mięsnej. Jedna z największych firm zajmujących się przetwórstwem mięsa na świecie, Tyson Foods, uruchomiła w ubiegłym roku fundusz venture capital, aby inwestować między innymi w firmy, zajmujące się laboratoryjną hodowlą mięsa. Tyson kupił również część udziałów wspomnianej wcześniej firmy Beyond Meat (*17). Kilka dni temu Tyson poinformował, że dokonał dodatkowych inwestycji w tę firmę (*18). Coraz większe zainteresowanie biznesu laboratoryjnym mięsem, może znacząco przyspieszyć rozwój tej technologii. To, że produkcja tak zwanego czystego mięsa nie do końca jest technologią science fiction, można zobaczyć na krótkiej animacji, przygotowanej przez autorytet medialny w dziedzinie sztuki jedzenia – Eater:
Człowiek trochę z konieczności, trochę z ciekawości, a trochę tylko z tego powodu, że to w ogóle możliwe, łamie kolejne strzeżone przez naturę tajemnice. Nierzadko z ogromnymi szkodami dla świata przyrody. Jednak kiedy nasz gatunek do końca posiądzie umiejętność hodowli zwierzęcych komórek poza organizmami żywymi, to będzie to sytuacja bez precedensu. Być może zaczniemy zwracać naturze część bezrefleksyjnie zagrabionych zasobów. Zwolnimy dla innych gatunków część areałów wykorzystywanych do hodowli bydła, zwiększymy bioróżnorodność tych siedlisk, będziemy emitować mniej szkodliwych substancji związanych z dzisiejszymi hodowlami. Jak długo przyjdzie nam czekać, aż dzisiejsze startupy przeprowadzą nasz gatunek na ten niewyobrażalnie odległy brzeg? Sądzę, że już kolejne pokolenia mają szansę tego dożyć, jednak bez zdecydowanego ograniczenia światowej populacji ludzi nie będzie to możliwe. Inną kwestią pozostaje faktyczny wpływ, jaki rolnictwo komórkowe może wywrzeć na nasz gatunek oraz całą planetę. Obecnie na całym świecie hodowanych jest na mięso kilkadziesiąt miliardów kurczaków rocznie. Aktualna światowa populacja bydła zbliża się do jednego miliarda sztuk (*19). Czy rolnictwo komórkowe pozwoli nam zwolnić te miliardy zwierząt z ich odwiecznego dyżuru dla człowieka? Co z nimi się stanie? Czy pozostanie jedynie niewielka grupa dawców komórek macierzystych? A może z czasem wszystko co potrzebne stworzymy w laboratorium? Czy zredukujemy liczbę zwierząt hodowlanych do kilku lub kilkudziesięciu tysięcy cieszących się dozgonnym życiem szczęśliwych kurczaków i wniebowziętych swoją sytuacją krów? Czy staną się przydomowymi maskotkami lub znajdą swoje miejsce w rezerwatach lub ogrodach zoologicznych? A może skoro przestaną nam być potrzebne, to pozwolimy im całkowicie wyginąć? Jaką formę przyjmie nasza etyka względem innych gatunków, kiedy nie będą nam potrzebne fermy i ubojnie? Czy wraz z erą nastania “czystego mięsa” zaczniemy być zupełnie innym gatunkiem?
Liczba komentarzy 2
Pięknie dziękuję za bardzo ciekawy felieton. Świetnie się czyta i pozostawia miejsce na własne przemyślenia.
Pozdrawiam,
Michał
Ja również dziękuję za czas i miły komentarz. Wierze, że przemyślenia były pozytywne. pozdrawiam, mj