Kiedy rozmawiamy o robotach i miejscach pracy, często pojawia się naiwne i irytujące (przynajmniej mnie) pytanie: Czy roboty pozbawią człowieka miejsc pracy? Oczywiście, że pozbawią! Nie po to je wymyślamy, projektujemy i produkujemy, aby stały bezczynnie z boku i przyglądały się bezczelnie, jak człowiek haruje! O wiele sensowniejsze wydają się być inne pytania. Na przykład: Które miejsca pracy znikną najwcześniej? Które miejsca pracy pozostaną dłużej zarezerwowane dla człowieka? Czy redukcja miejsc pracy spowodowana robotyzacją będzie drastyczna i skokowa? Czy istnieje jakiś klucz, który pomoże nam przewidzieć trendy w pozbawianiu człowieka miejsc pracy przez roboty? A może uda nam się z czasem wytworzyć równowagę w ilości miejsc pracy dla ludzi i robotów? Jaką rolę przyjdzie pełnić człowiekowi w świecie “myślących” maszyn? Jak przygotować się do nowego jutra, które już dzisiaj dosyć wyraźnie majaczy na horyzoncie?
Odgrzewany kotlet
A może w ogóle nie warto się tym wszystkim przejmować? A jeżeli chcemy już zaprzątać sobie takimi problemami głowę, to dlaczego akurat teraz miałyby one być pilniejsze niż kiedykolwiek wcześniej? Przecież w przeszłości wielokrotnie rozprawialiśmy już o eliminowaniu miejsc pracy przez roboty. Straszące świat czarne wizje nie sprawdziły się jednak. Roboty zabierały jedne miejsca pracy człowieka ale generowały wiele innych. Wbrew temu co podpowiada nam jednak nasze przyzwyczajenie (rutyna), dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, istnieją uzasadnione obawy, że przekraczamy magiczną granicę zdrowych proporcji między tym co człowiek tworzy, a tym co jest w stanie „ogarnąć”. W szalonym tempie rośnie liczba ludności świata, liczba nowych technologii, tempo konsumpcjonizmu, liczba gromadzonych przez człowieka danych, wirtualizacja życia oraz liczba interakcji między tym wszystkim. Tempo rozwoju naszej cywilizacji zmusza nas do coraz bardziej niewyobrażalnych poziomów redukcji kosztów. Ludzkość znalazła się w bardzo stromym miejscu krzywej wykładniczej naszego rozwoju. Przyspieszenie zaczyna wchodzić w wymiar, z którym nie mieliśmy do tej pory do czynienia.
Człowiek przyspiesza
Od wynalezienia prochu strzelniczego w Chinach w IX wieku, do jego efektywnego wykorzystania na większą skalę, podczas upadku Konstantynopola w wieku XV, potrzebowaliśmy około 600 lat. Od ogłoszenia w 1905 roku przemyśleń Alberta Einsteina, że każdy rodzaj masy można zamienić w energię, do skutecznej komercjalizacji tej wiedzy w postaci ataku jądrowego na Hiroszimę i Nagasaki, wystarczyło już człowiekowi jedynie około 40 lat. Od stworzenia pierwszej mapy genomu ludzkiego, na którą wydaliśmy drobne kieszonkowe rzędu 2,7 miliarda dolarów, do możliwości wykonania indywidualnej mapy genetycznej w dedykowanej aplikacji na smartfonie, minęło około 12 lat. Firma Veritas Genetics robiąc dzisiaj taką mapę za około 1.000 dolarów, udostępnia nam w cenie również interpretację uzyskanych danych (*1). W połowie tego roku świat obiegła informacja o Human Genome Project Write, który zakłada napisanie od podstaw nowego, syntetycznego genomu człowieka. Autorzy planują to osiągnąć w ciągu 10 kolejnych lat (*2). W 1996 roku świat cieszył się superkomputerem ASCI Red, który rok później osiągnął moc obliczeniową rzędu niecałych 2 teraflopów. Miał pomóc ludzkości w analizie zaawansowanych problemów, takich jak na przykład symulacje wybuchów jądrowych. Był bardzo poważnym komputerem, zużywał około 800 kilowatów energii na godzinę, zajmował około 150 metrów kwadratowych powierzchni i kosztował 55 milionów dolarów. Wystarczyło jednak około 10 lat, aby zupełnie inny komputer osiągnął podobną wydajność. Konkurent ASCI Red został jednak stworzony w trochę innym celu, miał za zadanie zajęcie się graficzną, trójwymiarową prezentacją danych w czasie rzeczywistym. Jak przystało na ambitnego konkurenta, zajmował jedynie 1/10 metra kwadratowego powierzchni, zużywał jedynie 200 watów energii i kosztował jedyne 500 dolarów. Nazywał się Sony PlayStation 3! Google od 2012 roku, w około trzy lata, zeskanował ponad 25 milionów książek. Badania prowadzone na podstawie wydanych od 1800 roku 5 milionów angielskich książek wykazały, że między rokiem 1950 a rokiem 2000, liczba angielskich słów wzrosła o 70 procent.
Wady wrodzone człowieka
Nabierając coraz większej prędkości, wiemy coraz więcej i coraz dokładniej. To zaś zmusza nas do kolejnych przyspieszeń. Dzisiaj, w ciągu zaledwie 60 sekund, wysyłamy ponad 200 milionów emaili, otwieramy niemal 3 miliony filmów na YouTube, zadajemy Google 2,4 miliona pytań. W ciągu jednej minuty Uber realizuje prawie 700 przejazdów, ponad 100 menedżerów zakłada konto na LinkedIN, Amazon generuje około 120 tysięcy dolarów przychodu a 30 osób staje się ofiarami kradzieży tożsamości (*3). Technika w wielu obszarach ułatwia człowiekowi życie powodując, że człowiek potrzebuje techniki coraz więcej. Dużo ludzi potrzebuje bardzo dużo techniki. Naszą planetę zamieszkuje obecnie ponad 7 miliardów ludzi. Niecałe 200 lat temu było nas siedmiokrotnie mniej. W niespełna tydzień, przybywa kolejny milion osób. W ciągu ostatnich około 500 lat, liczba ludności wzrosła czternastokrotnie, dzienne spożycie (konsumpcja energii) około 115 razy a wartość globalnej produkcji towarów i usług około 240 razy (*4). Choć wydaje nam się, że rozumiemy te wszystkie liczby, to coraz częściej nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, skali skutków tak szybkich i masowych zjawisk. Jako cywilizacja zaczynamy wkraczać na “drugą połowę” szachownicy. Druga połowa szachownicy to jedna z analogii zjawisk wykładniczych, która ma pobudzić, a może wręcz przestraszyć, naszą wyobraźnię. Związana jest z legendą pojawienia się w Chinach szachów jako gry. Zachwycony szachami cesarz, chcący wynagrodzić jej autora, zgadza się bez wahania na jego propozycję, aby w zamian otrzymał jedynie trochę ryżu. Dokładnie jednak w taki sposób, aby na pierwszym polu szachownicy znalazło się jedynie jedno ziarno ryżu, a na każdym następnym podwojona ilość ziaren w stosunku do poprzedniego pola. Wyobraźnia człowieka przy tak sformułowanej zasadzie zostaje kompletnie uśpiona, nie wysyłając nam żadnego sygnału ostrzegawczego. Jednak na sześćdziesiątym czwartym polu szachownicy pojawia się ponad 9 trylionów ziaren. Na całej drugiej połowie szachownicy mieści się więc 99,9 procent wszystkich ziaren, czyli około 18,5 tryliona. Jak powiedział zajmujący się zjawiskami wykładniczymi Prof. Albert A. Bartlett, “Największą wadą rodzaju ludzkiego jest nasza niezdolność do zrozumienia funkcji wykładniczej.” Przez setki tysięcy lat, człowiek nie miał zbyt często do czynienia ze zjawiskami wykładniczymi. Nie posiada więc zdolności aby je sobie łatwo zobrazować. Pojmuje je w sposób niedoskonały. Ich efektów zazwyczaj nie jest sobie w stanie wyobrazić. Biliony czy tryliony dowolnych obiektów pozostają dla naszej wyobraźni mniejszą lub większą abstrakcją.
Roboty przyspieszają
Informacje o tym, jak szybko rozwija się robotyka, napływają do nas praktycznie codziennie z coraz większej ilości źródeł. Jednym z przykładów mogą być osiągnięcia należącej do Google firmy Boston Dynamics. Z roku na rok dokonuje znaczących ulepszeń w swojej “stajni” robotów. Jeszcze kilka lat temu spora ich część przypominała mało doskonałe kopie zwierząt, sprawiające wrażenie jakby wykonane zostały z przypadkowych elementów. Wyglądały na ociężałe i energochłonne. Dzisiaj po korytarzach Boston Dynamics wędrują dużo bardziej zaawansowane i bardziej człekoidalne maszyny. Choć osobiście uważam, że pogoń za tym aby roboty dorównywały wyglądem i umiejętnościami człowiekowi to jedynie etap przejściowy i ślepa uliczka w rozwoju tej dziedziny, to mimo wszystko należy docenić niezwykłe postępy w jej ewolucji. Jeszcze kilka lat temu testy stabilności zwierzo-robota w Boston Dynamics uznawane były za owocne, kiedy lekko pchnięty nogą człowieka, utrzymywał równowagę (*5). Dzisiaj podobne testy pozwalają na wielokrotne wytrącanie z rąk humanoidalnego robota przedmiotu, po którego utraceniu, robot podnosi go ponownie z podłogi, utrzymując równowagę niczym człowiek (*6).
źródło: https://www.youtube.com/watch?v=rVlhMGQgDkY
Niecałą dekadę temu, jeden z dobrze znanych robotów Boston Dynamics, spalinowy “WildCat”, podnosił się z pozycji spoczynkowej do spacerowej niczym hipopotam, któremu inny osobnik w stadzie zasugerował, aby bez zbędnego pośpiechu przesunął się o dwa wodorosty w lewo (*7). Dzisiaj, człekokształtny Atlas tego samego producenta, potrafi w kilka sekund przyjąć pozycję pionową z pozycji leżącej na brzuchu (*6). Czy obserwując firmy pokroju Boston Dynamics powinniśmy twierdzić, że póki co to nie nasz problem? Czy to jedynie w laboratoriach kilku próbujących wyprzedzić rzeczywistość firm, tworzony jest równoległy świat, którym nie warto się martwić?
Przegapiony początek wyścigu.
Patrząc na tempo, w jakim roboty pojawiają się w coraz większej ilości dziedzin i zastosowań, obawiam się, że początek prawdziwego wyścigu człowieka z robotami o miejsca pracy mamy już kilka lat za sobą. Nikogo nie dziwią już dzisiaj naszpikowane robotami linie montażowe w fabrykach samochodów. I nie mam tutaj na myśli wyłącznie producentów w krajach, o bardzo wysokich pensjach pracowników. W Chinach, które nadal posiadają nad wieloma innymi krajami przewagę w kosztach siły ludzkiej, również inwestowane są setki milionów dolarów w pełni zrobotyzowane linie produkcyjne. Roboty oraz sztuczna inteligencja wkraczają dzisiaj prawie wszędzie. Możemy je spotkać w rolnictwie, w przemyśle, w magazynach, medycynie, hotelarstwie a nawet w pizzeriach. Myślę, że do każdego z nas, docierają codziennie sensacyjne doniesienia o kolejnych zastosowaniach robotów. Wygląda to tak, jakby nagle cały świat zaczął się bawić w robotykę na serio. W obliczu tak silnego trendu, jak wiele zawodów potrafilibyśmy dzisiaj wymienić, jako te, które mogą “spokojnie spać”, nie obawiając się o zastąpienie – przynajmniej w części – przez roboty? Część z nich przejmie zapewne z czasem bardzo stare zajęcia człowieka, inne będą nas wspomagać w czynnościach, z którymi bez robotów słabo byśmy sobie poradzili. Tempo i obszary zastosowań robotyki zaskakują naprawdę. Jakieś sto lat temu, ludzie na ziemi nie połykali ani jednej baterii w ciągu roku! Dzisiaj, mieszkańcy samych Stanów Zjednoczonych połykają około 3.500 małych baterii rocznie. Aby im pomóc, wymyślono kolejnego robota (nano), którego też trzeba połknąć, aby wyprosił z organizmu niechcianą baterię (*8). To wszystko dzieje się obok nas, tu i teraz. Czytając między wierszami, możemy zobaczyć nabierający tempa wyścig o obecne miejsca pracy, między maszynami a człowiekiem. W marcu b.r. media pisały o inwestycji firmy Brembo w podkrakowskich Niepołomicach. Informacja mówiła o tym, iż firma zakupi nowe maszyny i urządzenia za ponad 11 mln zł oraz utworzy “kilka nowych miejsc pracy” (*9). To oczywiście bardzo dobra wiadomość dla rynku, jednak doskonale pokazuje aktualny trend, proporcji pomiędzy inwestycją w siłę roboczą a inwestycją w technologię.
Podobno liczby nie kłamią
Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych opracował w 2014 roku model robotyzacji zawodów WISE-SARA. Model opiera się na ilościowej analizie umiejętności, potrzebnych w danych zawodach. Z analizy tej wynika, że w niedalekiej przyszłości, co trzeci Polak zagrożony jest technologicznym bezrobociem. Według raportu, zawody najbardziej podatne na automatyzację (przy 65% prawdopodobieństwie), to m.in. kierowcy ciężarówek i autobusów, operatorzy maszyn, ślusarze, pomoc biurowa i hotelowa czy pracownicy administracji (*10). To nie powinno nas specjalnie dziwić, ponieważ odkąd bawimy się w biznes dla pieniędzy, jesteśmy gotowi zrobić wszystko, aby zmniejszyć koszty. Nie wolno nam się więc dziwić, że świat oparty na potrzebie ciągłego rozwoju, jest drogą jednokierunkową. Prognozy The Boston Consulting Group sugerują, że do 2025 roku, około 25% wszystkich czynności zostanie zastąpionych przez roboty. Spowoduje to redukcję kosztów pracy średnio o około 16%. Polska znajduje się na 13 miejscu listy automatyzujących się nacji, z prognozą obniżenia kosztów pracy o około 13% (*11). Myślę, że to bardzo kuszące dla wielu firm liczby. Coraz wydajniejsze i prostsze w obsłudze roboty, również wspierają ten trend. Znany już nawet wielu polskim firmom robot Baxter, podobno jest w stanie pracować całą dobę za około 4 dolary na godzinę. Taka stawka nawet w Polsce robi już wrażenie. Robotyzacja w wielu gałęziach gospodarki, staje się na naszych oczach, czysto ekonomicznie uzasadnioną alternatywą do pracy człowieka. Wykresy raportu Boston Consulting Group pokazują, że co kilka lat kolejne branże osiągać będą wyższą opłacalność ze zrobotyzowanych miejsc pracy, niż z tych, które obsługują ludzie. W drugiej połowie maja b.r. światowe media donosiły o tym, że chiński gigant Foxconn, produkujący elektronikę m.in. dla Apple, zwalnia 60.000 pracowników, zatrudniając na ich miejsce roboty (*12). Decyzja podyktowana jest oczywiście kosztem pracy. Istnieją podejrzenia, że około 600 innych chińskich firm produkcyjnych ma podobne plany. Już kilka miesięcy po wystąpieniu, kiedy piszę ten artykuł, z każdej strony docierają do mnie nowe informacje o zastępowaniu rzeczy pracowników znacznie tańszymi robotami. Na przykład badania Oxford University oraz Deloitte sugerują, że w związku z automatyzacją, do 2030 roku, około 850.000 miejsc pracy w sektorze publicznym w Wielkiej Brytanii zagrożonych jest likwidacją (*13). Liczby zaczynają naprawdę robić wrażenie.
To nie tak jak myślimy
Rozmawiając dzisiaj o galopującej robotyzacji, warto abyśmy pamiętali, że nie chodzi jedynie o zastępowanie zaawansowaną techniką czynności najprostszych. Jednym z kluczowych faktów, które uprawdopodobniają bardzo szybkie wypieranie miejsc pracy przez roboty, jest wkroczenie robotów oraz AI do tych zawodów, które jeszcze niedawno, z racji swoich złożoności, uważane były za bezpieczne. Jeszcze wczoraj uważaliśmy, że zaawansowany robot może bez problemu przykręcać śruby lub spawać określone elementy na linii produkcyjnej. Jednak tak zaawansowane zadania jak na przykład pisanie tekstów czy analiza treści, jeszcze długo zarezerwowane będą dla organizmów z krwi i kości, wyposażonych w głowę skrywającą niepoliczalną wprost ilość neuronów, które tłumaczyć mają naszą niekwestionowaną nad resztą świata wyższość. Sęk jednak w tym, że roboty zaatakowały również i nisze w tej kategorii. Jedną z takich dziedzin może być NLG (NLP), czyli Natural Language Generation (Natural Language Processing). Roboty (tym razem bardziej software’owe), piszące teksty zamiast budujących przez lata mozolną pracą swój warsztat pisarski dziennikarzy, brzmią może trochę śmiesznie, dopóki nie sprawdzimy co w trawie piszczy. Nieważne jak bardzo krytycznie skomentujemy tego typu sensacje, warto jednak, aby zdać sobie sprawę, że również my sami, sięgając po codzienną dawkę informacji, wykorzystujemy doniesienia generowane przez roboty, na równi z tymi stworzonymi przez człowieka.
Gwiazdy pozostające w cieniu
Już od wielu lat część informacji docierających do nas z mediów, generowana jest przy pomocy technik NLG. Na przykład Associated Press już kilka lat temu generował przy pomocy tych technik około 1.000 artykułów miesięcznie. AP nie jest jednak w tej dziedzinie osamotniony. Po NLG sięgają również The Big Ten Networks, Fox Networks, Huffington Post, Gawker, Forbes czy Narrative Science. Ten ostatni koncentruje się przy okazji na równie innowacyjnej dyscyplinie, jaką jest Data Storytelling. Wykorzystując algorytmy sztucznej inteligencji generuje teksty na podstawie danych liczbowych i wykresów. Wystarczy dostarczyć do systemu odpowiedni zestaw danych, aby ten wygenerował z liczb interesującą historię, która zachwyci odbiorcę bardziej niż suche dane. NLG rozwija się niezwykle dynamicznie. W grupie firm zajmujących się tą dziedziną znaleźć możemy dzisiaj takie organizacje jak Automated Insights, Aria i Yseop. Każda z tych firm próbuje być specjalistą w jakiejś konkretnej, zupełnie nowej niszy związanej z NLG. Jednak wszystkie z nich dają do myślenia, kiedy popatrzymy na listę ich klientów: Samsung, Yahoo, Greatcall, MeteoGroup, Genpact, Met Office, Allstate, a nawet sam IBM Watson. Yseop chwali się nawet, że w swoich tekstach dokładnie tłumaczy kontekst, jaki posiadają dane liczbowe (*14). Zdając sobie sprawę z powagi trendu, nawet Facebook jakiś czas temu, rozpoczął na poważnie przygodę z NLP w projekcie Deep Text. O ile doniesienia medialne nie są przesadzone, stosowana przez FB sztuczna inteligencja, potrafi w ułamkach sekund przeanalizować kontekst informacji, jakie wymieniamy ze znajomymi na tym popularnym portalu społecznościowym. Wie kiedy piszemy o całym jabłku w kontekście witamin, a kiedy o jego nadgryzionej formie w kontekście znanych urządzeń. Najwyraźniej największe gwiazdy naszego współczesnego otoczenia, nie chcą się aż nadto obnosić z romansem z NLG. Te i podobne przykłady moglibyśmy znów potraktować wyłącznie jako sensacje, będąc ewolucyjnie i społecznie przekonani, że nie są w stanie zagrozić naszemu intelektowi oraz ludzkiej świadomości. Niekiedy jednak fakty potrafią zawrzeć sojusz, w walce przeciwko naszym misternie utkanym przekonaniom.
Wiarygodność i spryt maszyn
W 2014 roku profesor Christer Clerwall z Uniwersytetu w Karlstad, przeprowadził badania polegające na porównaniu wiarygodności tekstów sportowych napisanych przez człowieka z tekstami napisanymi z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Choć biorący udział w teście czytelnicy uznali teksty pisane przez roboty za mniej wciągające, to jednak przypisano im większą wiarygodność niż tekstom napisanym przez człowieka (*15). Czy nie powinniśmy się przez chwilę nad wynikami tych badań zastanowić? A przecież to dopiero początek. W tym samym roku, w którym profesor Clerwall prowadził wspomniane badania, Google przejęło nieznany zdecydowanej większości naszej planety startup Deep Mind, za drobne kieszonkowe czyli kilkaset milionów dolarów. Deep Mind zajmował się sztuczną inteligencją w zakresie samodoskonalenia się systemów. Pod skrzydłami Google, Deep Mind rozwija system Alphago, który w marcu tego roku zasłynął w mediach z faktu pokonania trzykrotnego mistrza świata Lee Sedol’a, w grze w GO (*16). Myślę jednak, że większość do których dotarła ta informacja, potraktowali ją jako kolejny miły news o nowych możliwościach technologii. Nieliczni jedynie nie przespali kilku kolejnych nocy, zdając sobie sprawę z faktu, jak samouczący się algorytm Alphago uśpił czujność człowieka. Na konferencji Trendownia 2016, ten konkretny, niespodziewany przez nikogo ruch Alphago, w szczegółach zaprezentował profesor Piotr Płoszajski z SGH. Odsyłam zatem do prezentacji profesora, przypominając że czasy fascynujących emocji w trakcie rozgrywek szachowych komputera z człowiekiem mamy już za sobą. Dzisiaj gra toczy się na zupełnie innym poziomie.
Krzywe wysyłają sygnały
Powróćmy na chwilę do statystyk. Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee w swojej książce “Drugi wiek maszyny” przedstawiają kilka niezwykle interesujących wykresów. Jeden z nich ukazuje trend wydajności pracy naszej cywilizacji w latach 1970 do 2014. Przez cały ten okres krzywa wznosi się mniej więcej równomiernie, od około 60 jednostek wydajności w 1970 roku do około 150 jednostek wydajności w roku 2014 (*17). A zatem postęp techniczny spowodował, że dzisiaj jesteśmy około 150% wydajniejsi, niż czterdzieści kilka lat temu. Do wykonania określonych ilości czynności w 1950 roku człowiek potrzebował około 40 godzin czasu. Wykonanie tych samych czynności dzisiaj wymaga jedynie 11 godzin czasu pracy. Trend jest więc bardzo wyraźny. Niestety inny wykres Brynjolfsson’a i McAfee daje do myślenia dużo bardziej. Wykres porównuje produktywność pracy z zatrudnieniem w sektorze prywatnym. Od początku lat siedemdziesiątych poprzedniego wieku do roku 2000, krzywe dla obydwu parametrów niemal równolegle szły w górę. Jednak po roku 2000 krzywa produktywności pracy nadal intensywnie wzrasta, podczas gdy krzywa zatrudnienia w sektorze prywatnym uległa znacznemu załamaniu, osiągając w roku 2011 poziom niższy niż w roku 2000.
W obliczu takich faktów trudno nie zauważać, że to właśnie robotyzacja wynosi produktywność na tak wysoki poziom, siejąc spustoszenie w tradycyjnie pojmowanych miejscach pracy. Gdzie zatem jest miejsce człowieka w świecie robotów? W świecie, w którym wszystko zaczyna być połączone ze wszystkim?
Konkurencja czy współpraca
Człowiek, który myśli że wygra wyścig z robotami oraz sztuczną inteligencją, przegrywa go już na starcie, właśnie takim sposobem myślenia. Jesteśmy raczej skazani na to, aby nie ścigać sie z maszynami, ale z nimi współpracować. Aby kontynuować zapoczątkowaną dawno temu rywalizację z innym człowiekiem, coraz bardziej potrzebujemy pomocy robotów. Może skoro nie potrafimy w stosunku do ludzi (choć teoretycznie jest to możliwe) zamienić konkurencji w efektywną współpracę, to może uda nam się to z robotami? Początki takiej nowoczesnej i niezwykle zaawansowanej współpracy możemy obserwować w przypadku robota chirurgicznego DaVinci. Sam DaVinci bez doświadczonego lekarza nie jest w stanie nic zrobić. Sam lekarz, nawet jeżeli doświadczony, nie jest w stanie osiągnąć tego, do czego może dojść współpracując z DaVinci (*18). Osiągnięty dzięki tej współpracy poziom precyzji, przenosi medycynę w zupełnie nowy, nieosiągalny do tej pory obszar. Współczesne maszyny powstają na bazie inspiracji naturą i samym człowiekiem. Współczesne roboty zaczynają poruszać się jak człowiek, kontaktować się z nami na wzór człowieka i zaczynają zwracać na siebie wzajemnie uwagę. Rozwój technologii powoduje, że przepaść między człowiekiem a robotem regularnie się zmniejsza. Ciągle spotykamy coraz to nowe dowody na to, że człowiek i robot to idealna para (*19). To synergia o ogromnym potencjale i dowolnej formie. Możemy to zaobserwować nie tylko na przykładach największych firm w branży robotyki. Coraz częściej powstają nowe, niewielkie firmy, które dostrzegają potencjał takiej współpracy. Firma SRI International dostrzegła potencjał takiej synergii, produkując zrobotyzowane sprzęciuchy (wearable robots), które wzmacniają system szkieletowy człowieka (*20). Myślę, że to dopiero początek tego, co nas czeka.
Ewolucji to nie przeszkadza
Technologia dodana do człowieka, staje się naszym nowym jutrem. Dzisiaj, świadomie nie chcę jeszcze użyć stwierdzenia: “człowiek dodany do technologii”. W tym mariażu bardzo często dążymy do redukcji kosztów i redukcji zużycia energii w każdej postaci. Ewolucji to nie przeszkadza. Jeszcze nie tak dawno temu, aby podnieść temperaturę powietrza w domu, potrzebny był spacer do piwnicy po drewno lub węgiel, wyczyszczenie pieca, wyniesienie popiołu, mozolne rozpalenie i oczywiście odrobina cierpliwości w oczekiwaniu na niezbyt szybko rozchodzące się ciepło. Dzisiaj, w “inteligentniejszych” domach, nie ruszając się z fotela, wystarczy jedynie pogłaskać smartfona. Nasz związek z technologią staje się coraz bardziej subtelny, niezauważalny, a przez to coraz bardziej “naturalny”. Coraz łatwiejszy, ale też coraz bardziej zacierający granice między tym czego oczekuje człowiek a tym czego chce technologia. Subtelność przejawia się między innymi w nowych rodzajach interfejsów. Google w jednym ze swoich projektów (Soli), buduje zupełnie nowy rodzaj interakcji człowieka z elektroniką, polegający na niezwykle precyzyjnej rejestracji szelestu palców połączony z gestami wykonywanymi dłonią. Użytkownik może w ten sposób obsługiwać urządzenie z odległości kilku stóp, a sercem systemu jest chip wielkości naszej groszówki (*21). Zapewne w już nieodległej przyszłości, ludzkość będzie dysponować dowolnym zestawem takich wyspecjalizowanych chipów, które będą odpowiadać za bardzo wydajną interakcję maszyny z człowiekiem w zakresie wymiany dowolnych sygnałów.
Człoszyna
Jedną z dziedzin, która bardzo wyraźnie w ostatnich latach pokazuje siłę mariażu człowieka z najbardziej zaawansowaną technologią jest bez wątpienia bionika. Nie dalej jak rok temu świat obiegła informacja o bionicznym uchu, dzięki któremu przywrócono słuch dziecku, które nigdy wcześniej nie słyszało (*22). Inteligentny implant siatkówki oka Argus II to kolejny dowód na to, że bionika nabiera wiatru w żagle (*23). W maju b.r. portale naukowe donosiły o fakcie, że bioniczne siatkówki pozwoliły przywrócić wzrok mężczyźnie po 40 latach ślepoty (*24). Nie są to zapewne tak doskonałe obrazy jak zwykli je widzieć zdrowi ludzie, ale wnioskując z wieku tej dziedziny, są to ogromne osiągnięcia. Jeżeli jeszcze do tej pory nie poznaliście Hugh Herr’a, zajmującego się biomechatroniką profesora stowarzyszonego z MIT, to polecam koniecznie jego wystąpienie na TED. Fascynując się wspinaczką górską, w młodym wieku stracił w wyniku odmrożenia obydwie nogi. Jest jednak na tyle mocnym psychicznie człowiekiem, że chwilę później sam wziął sprawy w swoje ręce i pokazał, że prawdziwa potrzeba nie zna granic. W firmie Bionx, którą założył, stworzono niezwykle zaawansowaną bioniczną kostkę dolnej kończyny ludzkiej (*25). Na wystąpieniu TED można zobaczyć jak bliską naturalnej swobodę poruszania się, daje ich bioniczna noga. Można z nią nawet biegać i podskakiwać.
źródło: http://www.ted.com/talks/hugh_herr_the_new_bionics_that_let_us_run_climb_and_dance
Jeżeli nie mieliście okazji zobaczyć Hugh Herr’a, to na pewno słyszeliście o protezie ręki Johnny Matheny, która powstała w DARPA. DARPA chwaliła się tym mocno w ubiegłym roku, przywracając czucie dotyku palców dzięki połączeniu protezy z mózgiem (*26). Sensacyjność tego typu doniesień słabnie z każdym dniem wraz z kolejnymi, jeszcze dekadę czy dwie temu, niewyobrażalnymi osiągnięciami. Ósmego kwietnia 2016 świat dowiedział się o tym, że Samsung uzyskał patent na inteligentne soczewki kontaktowe z wbudowanym aparatem cyfrowym (*27). Moje rozmyślanie nad konsekwencjami tego faktu, nie trwały jednak zbyt długo, ponieważ już niecały miesiąc później, drugiego maja 2016, dowiedziałem się że również Sony ubiega się o patent inteligentnej soczewki kontaktowej, która może rejestrować filmy i obrazy, rozpoczynając i kończąc nagrywanie mrugnięciem oka (*28). W tym miejscu aby być sobą, muszę koniecznie przestrzec nieświadomych! Drogi człowieku, jeżeli za jakiś czas osobnik nadchodzący z przeciwka mrugnie do ciebie okiem, to niekoniecznie może to oznaczać że chce się z tobą umówić na randkę! Być może tylko rozpoczął nagrywanie. Bądź ostrożny! Bionika znalazła się na celowniku biznesu, węszącego lukratywny interes w tym obszarze. Obecny rok w ogóle obfituje w ciekawe doniesienia z zakresu łączenia świata materii nieożywionej z ożywioną. Naukowcy pochwalili się w kwietniu zbudowaniem najmniejszej diody z wykorzystaniem pojedynczego modułu DNA (*29). W maju mogliśmy przeczytać o projekcie ReAnima, czyli oficjalnym zezwoleniu w USA na pierwszy etap badań klinicznych nad wskrzeszeniem człowieka. A dokładniej rzecz ujmując, zezwolenie na badania przy pomocy rezonansu magnetycznego nad przywróceniem życia w przypadku nieodwracalnej śpiączki (śmierci mózgu) (*30). Gmeranie w DNA i molekułach człowieka stało się w międzyczasie normą. Bioviva USA Inc. chwali się od wiosny tego roku, że skutecznie udaje jej się wydłużać telomery (końcowe fragmenty chromosomów niezmiernie ważne przy kopiowaniu), czyli lada moment możemy żyć około 20 lat dłużej (*31). A gdyby tych doniesień na styku matki natury i technologii było za mało, to polecam przyglądnąć się zakupom, które Microsoft robi w Twist Bioscience. Tak, ten sam Microsoft, który z każdą nową wersją naszych systemów operacyjnych każe nam w najmniej dogodnym momencie zaktualizować system, zakupił w zajmującym się genetyką startupie Twist Bioscience 10 milionów długich oligonukleotydów (*32). Może nie piszą o tym zakupie zbyt często, bo szacowana dojrzałość tej technologii to około10 lat. Musimy zatem poczekać jakiś czas na efekt tej współpracy. Już dzisiaj wiadomo jednak, że 1 gram materiału genetycznego może pomieścić ekwiwalent 700 terabajtów danych i co ciekawsze o trwałości sięgającej kilkuset lat. Twist Bioscience twierdzi, że udało im się rozwiązać najważniejsze problemy z zapisem i odczytem.
Wielogatunkowy świat maszyn
Jeżeli to co dzieje się na naszych oczach jest prawdą, to kto lub co powstrzyma człowieka przed zrobieniem czegokolwiek, co da się zrobić? Łącząc komponenty ożywione z nieożywionymi, będziemy zmierzać do odbioru coraz szerszego spektrum wszelakich bodźców. Doskonaląc swoje ograniczenia, będziemy nadal zwiększać efektywność. Czy upchniemy to wszystko do jednego gatunku? Czy stworzymy kilka różnych gatunków “świadomych” maszyn? Czy ponownie za jakiś czas będziemy współżyć z kilkoma innymi gatunkami z rodzaju Homo, jak miało to już miejsce w historii naszego gatunku? Yuval Noah Harari w swojej książce “Od zwierząt do bogów” pisze:
“O ile nie wydarzy się jakaś katastrofa nuklearna czy ekologiczna, szybki rozwój techniczny rychło spowoduje zastąpienie Homo sapiens zupełnie nowymi istotami, obdarzonymi nie tylko innymi cechami fizycznymi, ale także zgoła odmiennym życiem emocjonalnym oraz poznawczym“ (*4).
Jeżeli Harari miałby mieć rację, to czy w okresie przejściowym będziemy w stanie dostosować nasze emocje do emocji nowych współtowarzyszy, czy to raczej oni, rozwijający się znacznie szybciej uznają naszą niższość i będąc nader empatyczni dostosują swoje emocje do naszych? Tyle tylko, że nie wiadomo, czy w ogóle możemy mieć nadzieję, że ich zimna logika wytworzy emocje zrozumiałe przez nas. Chyba jednak wolałbym aby Harari rozmijał się z prawdą.
Komu pracę? Komu?
Jeżeli wydarzy się to nad czym obecny człowiek majstruje, ale nie zawsze chce rozmawiać o wszystkich konsekwencjach swoich działań, to uważam, że uzasadnionym jest postawienie sobie pytania: które miejsca pracy zechcą nam pozostawić roboty? W tym miejscu wrócę na chwilę do jeszcze jednego wykresu Brynjolfsonn’a i McAfee z “Drugiego wieku maszyny”. Autorzy pokazują trend wynagrodzenia zatrudnionych na pełny etat mężczyzn w USA, w latach od 1963 do 2008 (*17). Ten wykres pokazujący pięć krzywych dla poszczególnych poziomów wykształcenia, jest w dużej części odpowiedzią na zadane przeze mnie w tytule mojego artykułu pytanie. W pierwszej dekadzie wynagrodzenie wszystkich grup (studia wyższe, college, nieukończony college, ukończona szkoła średnia, nieukończona szkoła średnia) rośnie. Jednak począwszy od lat siedemdziesiątych minionego wieku, im niższe wykształcenie, tym wynagrodzenie na wykresie bardziej nurkuje w dół. Z wykresu łatwo można odczytać, że mężczyźni, którzy nie ukończyli szkoły średniej, mniej więcej od roku 1990 zarabiają mniej niż na początku lat 60-tych. Wykres wyraźnie pokazuje, że roczne wynagrodzenie mężczyzn w USA skorelowane jest z ich wykształceniem.
Wnioski te potwierdza również inny wykres, zaprezentowany przez Gerda Leonarda na Global Leadership Summit 2015. Jego zdaniem liczba nierutynowych zawodów poznawczych, czyli wymagających wysokich umiejętności oraz elastyczności i kreatywności, wzrosła w ostatnich 30 latach około dwukrotnie, podczas gdy liczba wszystkich pozostałych zawodów wzrosła jedynie o około 1,3 razy (*33). Wykres ten powinien przykuć uwagę tych, którzy sądzą, że nowe technologie zabierają jedne miejsca pracy ale generują w co najmniej takiej samej ilości (jak nie większej) inne, nowe. Patrząc na wykres w tym momencie, wydaje się że to nie prawda. To bardzo często jedynie myślenie życzeniowe, usprawiedliwiające wewnętrzne przekonanie wielu spośród nas, że rozwój to coś, co bez jakichkolwiek konsekwencji może trwać liniowo w nieskończoność.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Jak wygląda przyszłość miejsc pracy w dniu dzisiejszym? Jak wygląda przyszłość miejsc pracy w świecie coraz bardziej przebiegłych technologii? Póki co, mała doskonałość sensomotoryczna maszyn, daje jeszcze szanse zawodom wymagającym wybitnych zdolności interakcji z rozległym światem fizycznym. Przez najbliższe kilkanaście lat mogą spać spokojnie ogrodnicy, stolarze, rzemieślnicy, opiekunowie osób starszych, kucharze czy kelnerzy. Jednak ich zarobki mogą pozostawiać wiele do życzenia. W tej samej grupie doskonałości sensomotorycznej są stomatolodzy, choć oni w dniu dzisiejszym nie muszą się obawiać uposażenia, ponieważ człowiekowi od wieków zależy na pięknym uśmiechu. Na pytanie co zrobią stomatolodzy, kiedy ludziom z powodu powszechnej robotyzacji przestanie być do śmiechu, stomatolodzy muszą sobie odpowiedzieć sami. Przyszłość miejsc pracy w świecie przebiegłych technologii jutra, wydaje się być znacznie bardziej wymagająca. Szansę na pracę mogą mieć jedynie ci, którzy będą w stanie sprostać zajęciom wybitnie umysłowym, pracom wymagającym niestandardowej formy myślenia (podejścia) czy zajęciom wymagającym wiedzy o aktualnym stanie technologii w danej dziedzinie, w danej chwili. Z dzisiejszego punktu widzenia, przyszłe zawody będą raczej mocno interdyscyplinarne i wymagające błyskawicznej adaptacji do zmieniającego się otoczenia. Na pracę będą mogli liczyć ci, którzy będą w stanie szybko się uczyć, ale równie szybko oduczać tego, czego nauczyli się wczoraj i uczyć rzeczy nowych. O bezrobociu będą mogli zapomnieć ci, którzy posiądą zdolność projektowania i uczenia maszyn oraz uczenia się od maszyn. Szansa na miejsce pracy w przyszłości będzie związana z koniecznością porzucania dotychczasowych zajęć, przejętych przez roboty. Czy jesteśmy na to gotowi?
Komu roboty zechcą pozostawić miejsca pracy?
Pytanie ” które miejsca pracy zechcą nam pozostawić roboty” zadam jeszcze raz, lecz w nieco zmienionej formie: “Komu w przyszłości roboty zechcą pozostawić miejsca pracy?”. Brynjolfsson i McAfee zalecają wszystkim pracownikom umysłowym, którzy pragną zachować wartość dla gospodarki, aby doskonalili swoje kompetencje w takich obszarach jak: ideacja (sztuka docierania do istoty zjawisk), rozpoznawanie prawidłowości w szerokim kontekście oraz komunikacja na poziomie zaawansowanym (*17). Czy powinniśmy się dziwić, że nie sugerują doskonalenia umiejętności o jakich ludzkość rozprawia od wieków lub dekad? Czy przestaje być ważna wiedza wyniesiona z tradycyjnego systemu edukacji? Sądzę, że miejsca pracy w świecie coraz to bardziej przebiegłych technologii, dostępne będą dla tych ludzi, którzy nadążą za rozwojem cywilizacji. Dla tych, którzy będą potrafić odnaleźć się w aktualnym kierunku rozwoju niezwykle dynamicznie zmieniającego sie układu. Przypuszczam, że na miejsca pracy będą mogli liczyć również ci, którzy będą w stanie dotrzymać kroku maszynom, będą je rozumieć i będą potrafić z nimi współpracować. Miejsca pracy będą dostępne raczej dla tych, którzy będą inwestować we własny rozwój intelektualny z takim rozmachem, z jakim człowiek inwestuje w rozwój maszyn. W tej chwili nie jesteśmy w stanie przewidzieć większości konkretnych zawodów, które pojawią się w najbliższych dekadach. Dzisiaj nie mamy nawet pojęcia czym będziemy napędzać nasze samochody za 5, 10 czy 20 lat, nie wiemy czy poradzimy sobie w najbliższym stuleciu z problemami demograficznymi i klimatycznymi, czy wygramy wszystkie wojny z super-bakteriami, jak długo produkować będziemy koperty na listy, a nawet jak długo listy (nawet te elektroniczne) będą komukolwiek potrzebne. Obserwując tempo rozwoju cywilizacji w ostatnich kilkudziesięciu latach, jedyne co wydaje mi się być pewne to fakt, że zawody, w których będą pracować nasze dzieci, dopiero powstaną. W takim razie jaki sens ma chodzenie do tradycyjnej szkoły? Przynajmniej do tej szkoły, która według współczesnych kanonów przygotowuje do konkretnego zawodu?
Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz
Współczesny system edukacji wymaga sporej redefinicji. Nie mam na myśli systemu edukacji w naszym kraju lecz w ujęciu globalnym. Jeżeli nadal z takim zapałem będziemy podkręcać prędkość rozwoju cywilizacji, to musimy zacząć przyswajać zupełnie inny zestaw kompetencji. Moim zdaniem na samej górze listy umiejętności człowieka powinna znaleźć się zdolność szybkiego uczenia się oraz równie szybkiego oduczania. Oduczanie jest niezwykle ważne, jeżeli chcemy zachować naszą biologiczną wersję człowieka z ograniczonym rozmiarem pamięci. Ma ona swoje wady, ale ma również wiele zalet. Oczywiście jeżeli zechcemy połączyć nasz mózg z jakąś olbrzymią pamięcią zewnętrzną, to nie widzę problemu, możemy żyć iluzją, że wszystko czego się uczymy wzbogaci naszą osobowość. Na kolejnych pozycjach listy kompetencji człowieka powinny się znaleźć umiejętność eksperymentowania, umiejętność akceptacji błędów i umiejętność właściwego wnioskowania, a także niezwykle trudna sztuka, jaką jest umiejętność wyszukiwania w otoczeniu najważniejszych kontekstowo zadań do rozwiązania. Wiedza, którą powinniśmy doskonalić w dalszej kolejności to między innymi komunikacja z coraz bardziej przebiegłymi maszynami, umiejętność pracy w dynamicznie zmieniających się grupach, sztuka współpracy i poszukiwania kompromisów, umiejętność łączenia błyskawicznie pojawiających się nowych kropek i… próba rozumienia krzywej wykładniczej. Kiedy zatem w domowym zaciszu zapomnicie o tych wszystkich problemach cywilizacji, to obiecajcie mi proszę przynajmniej jedno, że jako niezwykle świadome osoby, przestaniecie zadawać swoim dzieciom i innym młodym ludziom to absurdalne dzisiaj i jakże bezsensowne pytanie: “kim chcesz zostać kiedy dorośniesz”? Niecałe cztery lata temu Kevin Kelly w często przywoływanym artykule zamieszczonym w Wired (Better than Human: Why robots will – and must – take our jobs) (*34) napisał:
“W przyszłości płaca będzie zależeć od tego, na ile dobrze ktoś będzie współpracować z robotami“.
Około sto lat wcześniej amerykański pisarz i filozof Elbert Hubbard powiedział (*35):
“Jedna maszyna może zastąpić pięćdziesięciu zwykłych ludzi. Żadna maszyna nie zastąpi jednego nadzwyczajnego człowieka“.
Jak długo teza ta pozostanie prawdziwa, zależy w dużej mierze od nas samych. Obydwa przytoczone cytaty dosyć wyraźnie sugerują nam jednak, komu w przyszłości roboty zechcą pozostawić miejsca pracy. Czy wizja wszechobecnej robotyzacji oznacza koniec gatunku ludzkiego? A może jest szansą dla najwybitniejszych osobników Homo sapiens na osiągnięcie kolejnych poziomów doskonałości?
Przebieglejsi od maszyn
Dopóki nie nauczymy robotów aby spalały im się ze wstydu obwody, kiedy odbierają nam miejsca pracy, lub nie zmusimy ich do przestrzegania specjalnie wprowadzonych ustaw, którymi nie wiedzieć czemu miałyby się przejmować, będziemy świadkami dalszego galopującego procesu robotyzacji naszego życia. Dosłownie i w przenośni. „Jutro”, które wspólnie tworzymy dzisiaj, nie oczekuje od nas lepszych krawców, piekarzy, spawaczy, kierowców czy pilotów. „Jutro” oczekuje jeszcze lepszych niż obecnie elektroników, genetyków, innowatorów, cybernetyków i działających na styku różnych dziedzin rozmaitej maści „szaleńców”, którzy będą w stanie podtrzymać prędkość rozwoju świata, jaką Homo sapiens zapoczątkował bardzo dawno temu. Dzisiaj nie mam pojęcia kim oni dokładnie będą. Świat z czasem, potrzebował będzie coraz bardziej wybitnych i uzdolnionych jednostek, które dotrzymają kroku robotom, które stworzył człowiek, chcący udowodnić, że jest najbardziej kreatywnym gatunkiem, któremu nikt na tej planecie „nie podskoczy”. Przy obecnym tempie rozwoju techniki oraz tempie wzrostu liczby ludności, drastycznego nasilenia się konkurencji o miejsca pracy między człowiekiem a robotem, należy się spodziewać już w najbliższych dekadach. Przegrywając z robotami stawką godzinową za pracę, możemy stać się konkurencyjni wyłącznie w takich zajęciach, które będą wymagać umiejętności lepszych i innych niż posiądą maszyny. Jeżeli chcemy być lepsi od coraz doskonalszych sztucznie inteligentnych maszyn, to musimy z nimi podjąć współpracę, rozumieć je i zdobywać takie nowe umiejętności, na których będzie zależeć również maszynom.
Niniejszy artykuł powstał na podstawie wystąpienia autora, które miało miejsce podczas 1-szej edycji konferencji TRENDOWNIA, w dniu 9 czerwca 2016 roku w Zawierciu.