Pierwszy raz o logistyce przeczytałem tak dawno temu, że dzisiaj mam wrażenie, iż było to jeszcze w moim poprzednim wcieleniu. Była to jakaś drobna wzmianka w kontekście służb wojskowych. Kolejny kontakt to już prawdziwe spotkanie z logistyką, podczas realizacji dużego projektu informatycznego dla światowego giganta, otwierającego nowe centrum dystrybucyjne w Europie Zachodniej. Do Polski wróciłem więc z odrobiną wiedzy fachowej, jednak przez to, zderzenie z logistyką na rodzimym gruncie było dosyć bolesne. Sięgając pamięcią wstecz, okres ten wspominam, jako erę seminariów, konferencji i innych spotkań branżowych, na których każdy rozpoczynał swoje wystąpienie od definicji logistyki. Trudno się więc dziwić że po kilku latach takiej edukacji rynku, nikt nie zastanawiał się czym logistyka jest tak naprawdę w organizacji. Wszyscy starali się sięgać po jej dotychczasowy dorobek na swój sposób. Być może różnorakim siłom udałoby się wreszcie wypracować jakiś konsensus, gdyby nie fakt, że szybciej niż generowanie nowych definicji, zmieniała się sama logistyka. Dla mnie w tamtym czasie IT dla logistyki oznaczało dosłownie ciężką pracę, ponieważ wyjazd do klienta wymagał zabrania ze sobą ciężkiego komputera i ledwo mieszczącego się do bagażnika rzutnika, nazywanego już wtedy multimedialnym. Kolejny etap rozwoju tej branży zapamiętałem pod hasłem: “kto ukradł nam logistykę?”
