Przepraszam nie mam czasu

Przepraszam nie mam czasu
przepraszam-nie-mam-czasu-featured

Tak to już chyba w życiu musi być, że jedni z nas starają się tłumaczyć otaczające nas zjawiska jak najprostszymi regułami, zaś inni toną w oceanie wzajemnych powiązań i zależności między nimi. Trudno i jednym i drugim odmówić kompletnego braku racji. Naszą cywilizację doprowadziliśmy obecnie do tak znacznego poziomu komplikacji, że coraz trudniej przychodzi nam zdefiniowanie reguł, które w oczywisty sposób ułatwiły by nam klarowny odbiór świata. Coraz trudniej wyciągać nam wnioski i uogólniać je, aby życie stało się bardziej przewidywalne. Coraz trudniej więc przewidywać jutro, a przecież nawet niezbyt precyzyjna ale istniejąca wizja przyszłości sprawia, że nasze życie może być mniej stresujące.

Umacniający się na świecie od wielu dekad model życia osadzony w realiach gospodarek wolnorynkowych, coraz bardziej wnikał w nasze prywatne życie. Rozwijająca się sfera produkcji i usług w swoim założeniu wspomagała i ułatwiała nasze codzienne czynności. Dzięki wielu osiągnięciom nauki i przemysłu mogliśmy i możemy żyć łatwiej, prościej czy wygodniej. Jednak z czasem myślenie w kategoriach ekonomicznych stało się nie tylko domeną przedsiębiorstw, ale również nas samych w niemal każdym aspekcie życia prywatnego. Nie sugeruję przez to że człowiek wcześniej nie analizował swoich korzyści, kalkulując co jest dla niego opłacalne a co nie. Robił tak zapewne od momentu, w którym stał się jednostką społeczną. Jednak nigdy nie był zmuszony robić tego aż tak często i w prawie każdym obszarze swojego życia. Oczywiście mamy dzisiaj szereg przykładów działań opartych na wolontariacie, jednak nawet osoby, które ogrom swojego czasu poświęcają na szlachetne aktywności non profit, dużą część życia poświęcają na ekonomiczne kalkulacje wielu prywatnych aspektów. Odnoszę więc wrażenie że w drodze ewolucji gospodarczej, model myślenia w kategoriach opłacalności ekonomicznej stał się nadrzędnym wzorcem naszej egzystencji. Egzystencja człowieka często porównywana jest do usłanej przeszkodami drogi, po której toczy on swój bagaż wyzwań, obowiązków i doświadczeń, zarówno tych miłych jak i tych problematycznych. To droga, którą każdy z nas popycha do przodu swoją własną, coraz to większą kulę. Dzisiaj kula ta mocno obudowana jest aspektami materialnymi, a jej rozmiar zaczyna nam przesłaniać prawdziwy cel naszego człowieczeństwa.

Ogromna ilość mieszkańców naszej planety przyłączając się do modelu gospodarki rynkowej wnosi do niego szereg innowacji, powodując że nasze otoczenie staje się często jeszcze bardziej skomplikowane. Chociaż globalizacja powoduje że jesteśmy coraz bardziej homogeniczną społecznością, to równocześnie wzmaga ona stopień wzajemnych zależności społeczno-gospodarczych. W wyniku tego wyzwala więc dodatkową konkurencyjność, która z kolei wymusza jeszcze bardziej osadzone w kategoriach ekonomicznych myślenie jednostek. Konieczność konkurowania z globalną ofertą, gdzie coraz łatwiej w kilka sekund możemy porównać jej zakres i cenę, wymusza kolejne innowacje, które znów nie zawsze prowadzą do uproszczenia naszego otoczenia. Obfitość globalnej oferty i łatwość dostępu do niej podpowiada często naszej świadomości, aby sięgać nie po to co najlepsze tuż obok, ale po to co najlepsze w kategoriach globalnych, wręcz absolutnych. Nie chcemy się już zadowalać produktem x naszego narodowego producenta, skoro wiemy że znacznie nowocześniejszy, modniejszy lub tańszy można nabyć w innym miejscu na świecie. Stajemy więc przed kolejnymi wyzwaniami jakimi są konieczność porównywania oraz ciężar psychiczny podjęcia najlepszej z możliwych decyzji. To wszystko coraz bardziej pożera nasz własny czas, zostawiając jedynie jego strzępy dla prywatnego życia jednostki, który przecież chcielibyśmy wykorzystać na odpoczynek, pozbawione materializmu relacje rodzinne i społeczne czy na rozwój osobisty.

Trudno się więc dziwić że w takim natłoku bodźców jakim jesteśmy poddani, aby życie stało się bardziej znośne, staramy się znaleźć jak najprostsze reguły, którymi możemy wytłumaczyć wiele zjawisk. Bardzo ciężko jest przecież prowadzić życie rodzinne czy działalność gospodarczą, uznając że nasz wycinek świata rozumiemy tylko teraz, a już jutro będzie on uzależniony od czynników, których dzisiaj nie znamy. Zagubieni w tym wszystkim jedni z nas zachwycają się kiedy natrafią na cenne i proste wskazówki w stylu 5 zasad idealnego zarządzania, 7 kroków do szczęścia lub jak przygotować idealne wystąpienie. To nieunikniony mechanizm sięgania po uogólnienia i sprawdzone doświadczenia innych. Upraszczanie i porządkowanie jest przecież przynajmniej dla części ludzkości cennym osiągnięciem ewolucji. Inni starający się bardzo szczegółowo analizować otoczenie, porównują setki a nawet tysiące zależności, poszukując modelu ponadczasowego, idealnie opisującego dynamicznie zmieniający się świat. Wierząc że w układzie, w którym istnieje ogromna liczba elementów, a z każdą chwilą przybywa niezliczona ilość nowych, poznanie ich wzajemnych powiązań siłą rzeczy posuwa ich do bardziej relatywistycznych lub umiarkowanie relatywistycznych wniosków. I jedni i drudzy wnoszą znaczący wkład w kierunek, w jakim rozwija się nasza cywilizacja. Wiele osób budujących w prosty sposób plany przyszłości na wiedzy i doświadczeniach z przeszłości, podsuwa nam szereg szybkich rad i wskazówek, walcząc o ich wdrożenie jako niemal pewnych rozwiązań. Twierdzą że posiadają dobre przepisy na to jak szybciej wyjść z kryzysu, jak pobudzić gospodarkę do szybszego wzrostu, jak zwiększyć eksport, zmniejszyć deficyt czy zapewnić sprawną opiekę zdrowotną. Z kolei umiarkowani relatywiści poświęcają niejednokrotnie lata swojego życia na wypracowanie nowych punktów spojrzenia na rzeczywistość. Często są one bardziej dopasowane do dynamiki czasów, jednak często również bardziej skomplikowane i na tyle inne od wszystkich powszechnie znanych, że mało kto odważa się po nie sięgać. Uznanie na przykład człowieka za podstawową wartość w firmie oraz próba powiązania jego unikalnych cech i emocji z planami rozwoju organizacji brzmi fenomenalnie, jednak często jest trudne w realizacji. Próby sięgania po innowacyjne modele pozyskiwania energii czy ich otwartej dystrybucji, również choć ideologicznie wydają się być wpisane w przyszłość naszej planety, są niezmiernie trudne do realizacji. I to nie tylko ze względu na istniejące antagonizmy pomiędzy starą a nową wizją. Również ze względu na poziom ich komplikacji.

W dosyć oczywisty sposób nasuwa się zatem wniosek, że obydwa rodzaje myślenia o przewidywaniu jutrzejszego świata powinny ze sobą współegzystować, uzupełniając się wzajemnie. Z każdego z nich moglibyśmy czerpać to co najlepsze. Jednak wtedy rodzi się pytanie: najlepsze dla kogo? Skoro globalizacja i nowoczesne technologie, pomimo postępującej homogenizacji społeczeństw, tak mocno zatomizowały nasze osobiste oczekiwania, być może skazani jesteśmy na nieustannie relatywne wybory pomiędzy tym co wydaje się pewne a tym co relatywne? Rozliczna ilość modeli i metod, jakie podsuwane są współcześnie człowiekowi i organizacjom jako pewne recepty na jutrzejszy sukces i tak nie może być przecież wykorzystana w całości. Jest ich wokół nas zbyt wiele i co nie dziwi, część z nich jest sprzeczna z innymi. Musimy więc wybierać z całej ich puli bardzo świadomie, poświęcając im określony wycinek naszego dostępnego czasu, którego zasób powinniśmy paradoksalnie oceniać w sposób najmniej relatywny. Być może musimy się pogodzić z tym, że definiowanie jutra będzie zawsze obarczone sporym błędem statystycznym, wynikającym z mieszanki wiedzy pewnej oraz symulacji powiązań pomiędzy tym co zdążymy w z góry określonym czasie zmierzyć. Być może nasze miejsce na ziemi, za na przykład sto lub tysiąc lat, będzie tylko wypadkową niezliczonej ilości sił i tarć ewolucyjnych, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Może przyjmując za drogowskaz jedynie takie planowanie przyszłości, które wykorzysta maksymalną ilość czynników, jaką potrafimy przeanalizować w zdefiniowanym z góry czasie, zyskamy to co tracimy teraz najcenniejszego, czyli sam czas. Całą resztę naszego trwania moglibyśmy dzięki temu poświęcić dla naszych niematerialnych potrzeb, nawet jeżeli tak narzucone ograniczenie, wiązałoby się z nietrafioną prognozą przyszłości. Może wówczas, nawet pomimo ewentualnego braku sukcesu zdefiniowanego w kanonach ekonomicznych, bylibyśmy bardziej usatysfakcjonowani własnym życiem, które przecież tak bardzo po swojemu każdy z nas chce przeżyć.

Poleć innym
LinkedIn
Facebook

Liczba komentarzy 4

  1. Homo sapiens, a może Homo oeconomicus? Gdzie jest granica i czy taka w ogóle istnieje? To pytanie jest tak ważne jak nasze ziemskie istnienie. Ważne jest, że potrafimy godzić ze sobą aktywność społeczną z zawodową. Nie zapominajmy o sobie. Podnoszone przez ciebie Marku kwestie, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku są niezwykle ważne i cenne. To właśnie dzisiaj składamy życzenie, pozdrawiamy się, ale także podejmujemy deklaracje i postanowienia. Staramy się przewidywać, prognozować stosując metody prognozowania naiwnego, intuicyjnego. Ot taka coroczna odrobina luksusu i hazardu.
    To też dobry moment na ocenę starego odchodzącego roku. Być może trzeba będzie zweryfikować metody prognozowania. Uwzględnienie nowych czynników korygujących i wartościowanie ich pochłonie nas na kilka dni.

    Za rok o tej porze będziemy mądrzejsi o nowe doświadczenia, spełnieni starymi i nowymi przyjaźniami, które nas budują i rozwijają.

    Życzę wszystkiego…
    Pozdrawiam serdecznie.

  2. Granicę wyznaczamy sobie sami. Aktywność społeczną i zawodową jakoś godzimy, ale granicę między nimi każdy z nas ma przesuniętą w dowolną stronę. Życzę zatem w Nowym Roku aby granica między “być” a “mieć” była jak najbardziej pośrodku 🙂

    1. Marku,

      Mija kolejny miesiąc. Z wiekiem wydaje się że miesiące są coraz krótsze (to moje subiektywne odczucie).
      W Kijowie pomimo zimy i tak było bardzo gorąco. Ukraina wybrała “być” i próbuje zmienić wcześniej zapisaną przyszłość. Obserwując gorący Majdan, przypomniałem sobie “dzień bez teleranka”. Mniej więcej nam chodziło o to samo, ale trochę inaczej zaczęliśmy. Szkoda tylko, że demokrację Ukraina musi budować na krwi młodych ludzi. A przecież wystarczyło tylko usiąść do stołu i pogadać, potem przegłosować…

      Pozdrawiam.

      1. Dobre czyny człowieka znacznie łatwiej ocenić niż pozory, za którymi stoi dążenie do szybkiego dobrobytu i władzy. Jednak to nie dobro ale waluty stały się dzisiaj miarą bycia człowiekiem. Na samym początku byłem pod wielkim wrażeniem że wydarzenia u naszych sąsiadów przebiegają tak pokojowo. Później jednak sytuacja zamieniła się w dramat. Teraz cieszę się że udało się to, o co walczyli z takim przekonaniem. Martwi mnie jednak przyszłość najbliższych lat. Trudno mi sobie wyobrazić że w tak skomplikowanej układance politycznej dojdzie do utworzenia silnego większościowego rządu, który opowie się za demokratycznymi reformami. Zarówno jedna jak i druga opcja zdobędą zapewne sporo głosów. Czy będą więc musieli powtarzać drogę wielu innych demokracji, tracąc ogrom energii na partyjne rozgrywki, przebudowę koalicji i opozycji? Czy dochodzenie do w miarę ugruntowanej demokracji zajmie im kilkanaście lat? Nie wiem, ale mam wrażenie że to dopiero początek ich bardzo długiej drogi. Czy wystarczyło usiąść do stołu i pogadać? Zapewne tak, ale żeby rozmawiać potrzebny jest wspólny i szczery cel oraz mądrość i obiektywna wiedza wszystkich rozmówców. Jeżeli tylko jedna strona je posiada, zaś drugiej znacznie wygodniej budować swój dobrobyt na hasłach, oszustwach i cwaniactwie, rozmawiać nie ma z kim. Zaczynając w “dzień bez teleranka” mimo wszystko byliśmy w trochę innym położeniu. Moim zdaniem zdecydowanie więcej było nas, a mniej ich. Na Ukrainie proporcje nie są aż tak jednoznaczne. Tak czy inaczej trzymam za nich ogromnie mocno kciuki bo wierzę że się uda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *