Jakiś czas temu, poszukując nawet drobnych dodatkowych źródeł wolnego czasu, pogniewałem się na telewizor. Nigdy nie darzyłem telewizji specjalnym uczuciem, co w rozmowach z innymi, obnażało moje ponadprzeciętne zacofanie w tej dziedzinie. Oglądałem jedynie od czasu do czasu programy informacyjne, lecz narastająca w kanałach ilość reklam i wałkowane do znudzenia tematy dyżurne, przybliżały mnie do stanów nerwicowych. Odkąd zupełnie przestałem oglądać telewizję, zauważyłem że życie w tym kraju może być całkiem fajne i spokojne. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na zupełne odcięcie się od informacji. W dobie wszechobecnych mediów mógłbym przecież ryzykować kompletnym ośmieszeniem, gdyby jakiś reporter zaczepił mnie z kamerą na ulicy i zadał na przykład pytanie, o ilość pochodów związanych z obchodami najbliższego święta narodowego. Nie znając na to pytanie odpowiedzi, spłonął bym ze wstydu niczym indyk przechodzący przez atmosferę. Co nieco o świecie i własnym kraju muszę zatem wiedzieć. Postawiłem więc na internet.
Zachwycony wspaniałymi możliwościami internetu, sam zacząłem świadomie wybierać źródła informacji. Wykazując odrobinę sprytu podczas wyszukiwania, mogłem szybko dotrzeć do różnych punktów widzenia na temat tego samego wydarzenia. To oczywiście miewa swoje wady, kiedy na przykład na temat dendrologii wypowiadają się dwa przeciwstawne ugrupowania polityczne, jednak wtedy zawsze jest możliwość błyskawicznej zmiany rodzaju przyswajanych informacji, na powiedzmy najnowsze doniesienia z dziedziny demonologii. W internecie czułem że wykorzystuję swój czas świadomie, a co najważniejsze, żadnego artykułu tuż przed jego kulminacją, nie przerywał mi spot reklamowy, zachęcający do natychmiastowego zakupu pigułek na zaparcia. Błogi zachwyt nie trwał jednak długo. Z czasem na coraz większej ilości stron internetowych zaczęły się pojawiać reklamy. Najpierw całkiem niewinne w postaci małych zdjęć czy banerów, jednak później, ktoś o wybitnych zdolnościach w dziedzinie pozyskiwania sympatii internautów wymyślił wyskakujące okienka. No dobrze, pomyślałem, ludzie muszą jakoś zarabiać, więc cóż mi szkodzi nadusić raz na jakiś czas krzyżyk i czytać spokojnie dalej. Przeliczyłem się jednak bardzo, myśląc że to zjawisko nieszkodliwe.
Z miesiąca na miesiąc wyskakujące reklamy zaczęły się rozmnażać na wielu stronach niczym króliki w Australii. Pozbywanie się tych niechcianych intruzów zaczęło mi zajmować sporo czasu. Wielkim stresem była dla mnie już sama myśl, że zaraz wejdę na jakąś stronę i będę zmuszony do stoczenia ogromnej walki z niezmiernie inteligentnymi wyskakiwaczami. No bo nie mamy już przecież dzisiaj zwykłych wyskakujących reklam. Są takie które można odstrzelić oraz takie które niby można, ale próba trafienia myszą w krzyżyk przypomina raczej łapanie w środku nocy przy zgaszonym świetle komara. Są wreszcie najinteligentniejsze z nich, w których czegokolwiek byśmy nie dotknęli to i tak przekierują nas tam gdzie chcą. Część z nich w ramach dodatkowego bonusu oraz wychodzenia na przeciw potrzebom internauty, zaproponuje nam błyskawicznie kilka innych wyskokowych informacji, kompletnie zasłaniających cały ekran. Wtedy poirytowany do granic możliwości, zmuszony jestem rozpocząć walkę na śmierć i życie! Wymachując kursorem myszy po ekranie niczym Wołodyjowski szablą, morduję kolejne reklamy tak szybko jak potrafię. Oczywiście żeby nie było wątpliwości, zgodnie z oczekiwaniami tych, którzy je tam zamieścili, zapamiętuję w ułamku sekundy kolejne produkty, oferty, wysokości rabatów, adresy stron, numery telefonów i wiele więcej. Dodatkowo na moje nieszczęście, producenci wyskakujących reklam wiedzą chyba doskonale o mojej kolejnej ułomności, czyli kompletnym upośledzeniu umysłowym w zakresie gier komputerowych. Mogą więc bezkarnie liczyć na mój znacznie słabszy refleks w pojedynku z wielowyskokowością. Ponieważ jednak ten proceder trwa już bardzo długo, a nie chciałem dać za wygraną, postanowiłem poszukać antidotum na tę malarię.
Bez większego trudu z odsieczą przyszły informacje o specjalnych aplikacjach, które blokują wyskakujące paskudztwa. Czytając jednak odrobinę więcej o addblock’ach i addblock plus’ach, natknąłem się na opinie części właścicieli darmowych stron, którzy przyrównywali blokowanie wyskakujących reklam do czynów prawie tak niegodziwych, jak wyzysk nieletnich do pracy w kamieniołomach. Wtedy zrobiłem się dwa razy większy ze złości i zdałem sobie sprawę, że albo ktoś czegoś kompletnie nie ogarnia albo leci sobie w przysłowiowe gumy. Reklama jest zjawiskiem zaledwie odrobinę młodszym od świata ożywionego. Nie mam więc do niej żalu że jest. Być może gdyby jej nie było nie istniałbym dzisiaj w ogóle, lub byłbym zupełnie innym zlepkiem białek. Gdyby moi przodkowie nie reklamowali się odpowiednio swoim partnerom, to patrząc obiektywnie na fakty, być może największa moja część przeżywałaby swoją świetność w postaci schabowego, który co gorsza został już jakiś czas temu zjedzony, przez na przykład bogu ducha winnego pracownika agencji reklamowej. Reklama może być przecież interesująca, kształcąca a nawet może przybierać formę sztuki. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że w jakiejkolwiek agresywnej formie przyniesie pozytywne efekty w dłuższym czasie. Dlaczego zatem nie zauważają tego inni? Dlaczego jest ich tak wielu?
Fakt że już samo wpisanie hasła addblock na google zwraca ponad osiem milionów wyników, daje do myślenia. Jednak pomijając google, trudno mi przychodzi znaleźć argument, który przekonałby mnie do korzyści z pop-up’ów. We wrześniu 2013 roku portal interaktywnie.com przeprowadził badania na temat odbioru popularnych form reklamy internetowej. Wyniki pokazują że skrajnie negatywne odczucia budzą właśnie banery wyskakujące u prawie 94% badanych. Jedynie 1,9% osób wybrało odpowiedź: “lubię, nie przeszkadzają mi” (*1). Badanie wykazało również że w przypadku banerów, około 60% osób nie zwraca w ogóle uwagi czego dotyczą. W moim przypadku w 99,9% sytuacji nie mam pojęcia czego dotyczyły, a jedyne co zapamiętuję to to, że w ostatnich dniach więcej z nich było bardziej niebieskich niż różowych, lub to że ich mordowanie trwało dłużej lub krócej. Z kolei z badań PageFair wynika, że ponad 20% internautów blokuje wyskakujące reklamy, a z każdym miesiącem ich ilość może wzrastać o 43% (*2). Choć raport PageFair jest oparty na stosunkowo małej próbie, to trudno mi uwierzyć aby jego wyniki były dalekie od odczuć sporej części użytkowników sieci. Badania specjalistyczne prowadzone przy pomocy eye tracking’u również nie dają nadziei na pozytywną percepcję tego typu reklam. Ślepota banerowa (banner blindness), polegająca na podświadomym ignorowaniu elementów wyglądających na reklamę, została już rozpoznana 15 lat temu, jednak wielu producentów reklam internetowych sprawia wrażenie jakby o tym nie słyszała (*3). Czy zatem skoro nie wiadomo o co w tym wszystkim chodzi, to chodzi o pieniądze? Czy wbrew statystykom emisja wyskakujących reklam przynosi firmom aż tak znaczące profity finansowe? Myślę że pozornie tak i dlatego proceder ten trwa tak długo.
Moim zdaniem, zwłaszcza w przypadku większych kampanii, stosowana jest mieszanka wielu form reklamy. Zwłaszcza w przypadku produktów adresowanych do konsumentów masowych, różnorodność form dotarcia do potencjalnych odbiorców decyduje o sukcesie promocji. Dlaczego więc nie skorzystać również z reklam wyskakujących? Jednak w przypadku reklam internetowych, nadal nie posiadamy wiarygodnych metod oceny ich skuteczności. Być może opieramy się głównie na wynikach całej kampanii jako takiej. Te elementy reklamy, które okazały się strzałem w dziesiątkę, poprawiają zatem wynik tych, których oddziaływanie jest znikome lub wręcz odwrotne do zamierzonego. Trudno bowiem precyzyjnie zmierzyć skuteczność wyskakujących niczym rekin z głębin i przyprawiających o zawał serca użytkownika obrazów. Ale skoro cała kampania odniosła sukces, to przecież nie warto zawracać sobie głowy narzekającymi na pop-up’y malkontentami, przynajmniej tak długo dopóki nie wyjdą na ulice i nie zaczną się w desperacji podpalać. Niestety nie udało mi się dotrzeć do wiarygodnych wyników kampanii, stosujących wyłącznie reklamy wyskokowe, które pokazały by w liczbach, że w określonych sytuacjach reklama ta jest bardzo skuteczna ekonomicznie. Pomijam efekty uboczne, czyli negatywne postrzeganie firmy przez część internautów, z powodu konieczności walki z uciekającym po ekranie krzyżykiem “zabij”. Nie mam nic przeciwko reklamie mądrej i przede wszystkim nieagresywnej. Jej odpowiednio dobrane proporcje w stosunku do treści strony, uroda czy elementy humoru mogą spowodować że będzie znacznie skuteczniejsza. Przecież lubimy patrzeć na ładne obrazy. Nasze oko chętniej się na nich zatrzyma, kiedy będą jedynie dodawać stronom subtelnego uroku, zamiast rozpraszać i wzbudzać agresję. Niczym sztuka powinny pozostawiać niedosyt. Liczę na to że wcześniej czy później ktoś to zrozumie i ulży moim mękom.
Pozostając póki co zagorzałym wrogiem wyskakujących okienek, pragnę na koniec ostrzec wszystkich innowierców. Jeżeli kiedykolwiek zdarzy mi się na jakimś publicznym zgromadzeniu usiąść obok osoby, która na śmierć i życie będzie zachwalać zalety wyskakujących reklam, to odgryzę jej ucho!
A tym, którzy dotrwali do końca polecam krótki filmik.
Co by było, gdyby popup’y zagościły w naszym realnym świecie?
Autor: Greg Ensell, Źródło: Youtube, Opublikowano: 2009-03-23
Link: http://www.youtube.com/watch?v=069y7BFP1FQ
Liczba komentarzy 10
Bardzo dobry artykuł. 🙂
Również nie posiadam telewizora i chcę ten stan utrzymać jak najdłużej… 😉
Pozostaje zatem mieć nadzieję, że obronimy internet przed tą mniej rozsądną częścią specjalistów od reklamy. 🙂
Dzięki reklamom w TV operuję kciukiem szybciej niż moja córka pisząc SMS.
O! To znaczy Wojtku że reklamy telewizyjne wpływają na kulturę fizyczną. A ja się czasami dziwiłem dlaczego niektórzy mają równocześnie dwa piloty w rękach 🙂
W dziesiątkę, jak zwykle, może kiedyś doczekamy się zawodów, kto szybciej wyłączy popup’a 🙂
Andrzeju obyś nie miał racji. Bo jeżeli tak się stanie, to musimy zapomnieć o zwykłej myszy komputerowej i zaopatrzyć się na okoliczność przeglądania wiadomości w internecie w jakiś bardziej innowacyjny kontroler. Na przykład karabin Delta Six, jakiego używają prawdziwi mężczyźni w FPS’ach 🙂
Marku, podpowiadasz inżynierom, chociaż oni już te opcje mają sprawdzone, bo do świata “zwykłych ludzi” docierają już informacje o pracach nad zastąpieniem myszy komputerowej ruchem gałki ocznej siedzącego przed komputerem “człeka”. Ale co ja Tobie opowiadam, przecież Ty jesteś na bieżąco.
Wiem i cieszę się z tego, bo może wtedy wreszcie zauważą gdzie podążają moje dwie gałki i dlaczego nie w kierunku reklam.
Marek, nie ma co mieć pretensji do garbatego, że ma dzieci proste. Siedzisz w tym biznesie 130 lat więc doskonale wiesz, że za darmo ciężko nawet w gębę dostać. Wykurzająca Cię reklama z uciekającym krzyżykiem to Twój najlepszy przyjaciel. Prawdopodobnie tylko dzięki niej możesz nic nie płacąc przeglądać sobie miliony stron internetowych z interesującymi Cię tematami. Gdyby nie ta reklama prawdopodobnie czytałbyś “newsy” aktualizowane raz na rok, a nie co 2 minuty. Masz zatem dwa wyjścia: albo będziesz korzystał ze stron płatnych (np. HBR, tam Cię nic podobnego nie zaatakuje) albo z darmowych ale tworzonych przez ludzi z pasji i/lub nie wymagających znacznych budżetów na utrzymanie. Właśnie piszę komentarz na jednej z takich stron i bardzo cenię sobie fakt, że nic mnie agresywnie nie namawia do odebrania 200 tyś. nagrody za bycie 1.245.329 odwiedzającym 🙂
Przy takiej argumentacji to nie podejmuję dalszej polemiki…
Podeślij mi proszę linka do jakiejś strony z nagrodą pieniężną, za to że w ogóle tam wejdę 🙂