Mam wrażenie że interesuje mnie zbyt duża ilość rzeczy w otaczającym świecie. Nie znam żadnego oficjalnego rankingu stopnia ciekawości świata (co nie oznacza że taki nie istnieje), więc trudno mi powiedzieć jak plasuję się w tej dyscyplinie względem innych. Dla uproszczenia przyjmę zatem że jestem mniej więcej w połowie tej dla mnie hipotetycznej listy. Mój problem polega jednak na tym, że nie potrafię znaleźć wystarczającej ilości czasu aby przyswajać na bieżąco przynajmniej część tego, co wydaje mi się interesujące. Jestem oczywiście świadom konieczności lepszej selekcji informacji, doskonalenia własnego kalendarza, ustalania skuteczniejszej wagi priorytetów codziennych zadań, stosowania czarodziejskich czeklist, jednak w moim przypadku nie przynosi to rewolucyjnych zmian. Rozmawiając z dużą ilością podobnych jednostek ze środka rankingu ciekawości świata, zauważam że mój problem jest dość powszechny.
Ciekawość świata to jednak nie tylko zaspokojenie własnych ambicji czy zainteresowań jednostki. Moim zdaniem staje się ona również koniecznością wpisaną w codzienne działania pracowników, menedżerów, zarządców i przywódców wielu firm. Dzięki poznawaniu i rozumieniu tego co nowe, organizacje mogły by podejmować bardziej świadome decyzje i sięgać po bardziej efektywne narzędzia. Jak sprostać jednak tej konieczności poznawania jeżeli nie znajdujemy na nią czasu? Z jednej strony jesteśmy świadomi poziomu komplikacji otoczenia biznesowego, jednak z drugiej nie mamy czasu na jej zrozumienie. Mamy coraz lepszy dostęp do informacji i wiedzy, ale ponieważ wymagają one czasu, to sięgamy najchętniej po to co można przyswoić w kilka minut. Jeżeli jednak nasze opinie na temat określonych zjawisk, chcemy wypracować w bardzo krótkim czasie, to istnieje ryzyko, że zdobyta wiedza będzie powierzchowna. Może nam ona wówczas pomóc w niewielkim zakresie lub nawet prowadzić do błędnych decyzji. Pojawia się zatem swoisty paradoks. Szukamy szybkich instrukcji obsługi do niezmiernie skomplikowanych maszyn.
Fakt że każdy z nas w sytuacji nadmiaru bodźców dąży do minimalizacji czasu jaki im poświęcamy jest dla mnie absolutnie oczywisty. Jednak kiedy takie podejście rozciąga się na całą organizację, może dojść do kumulacji zdarzeń losowych, wynikających z błędów szybkiej i powierzchownej analizy zjawisk. W wielu działach firm można obserwować zachwyt określoną metodologią działań lub nową filozofią biznesową. Często jednak wynika on z dostępu do takich a nie innych źródeł informacji. Ze względów czasowych nie będąc w stanie dotrzeć do większości informacji o określonym trendzie czy zagadnieniu, wybieramy te, które z jakichś względów (oczywiście szybko) są dla nas przekonywujące. Wybranie takiego a nie innego kierunku powoduje uruchomienie całego łańcucha zależności. Jeżeli przykładowo zdecydowaliśmy się zatrudnić nowego dyrektora finansowego, przekonani do jego świetnych pomysłów na zmiany po krótkim expose podczas rozmowy kwalifikacyjnej, to zapewne pociągnie to za sobą konieczność wprowadzenia innych zasad gry w działach zakupu, produkcji, sprzedaży i innych. Nie twierdzę że to źle, jednak szereg zmian jakie pojawią się w wyniku tej pierwszej, będzie wymagać rozpoznania wielu innych trendów, zjawisk, metod i technik postępowania. Staniemy więc wielokrotnie przed koniecznością szybkiego importowania kolejnych porcji wiedzy, a czasu jak zwykle będziemy mieć niewiele. Obdarowując kolejnych menedżerów zadaniami “na wczoraj”, spotęgujemy jedynie przypadkowość uzyskiwanych przez firmę wyników.
Wtłaczanie w ten sposób określonej zmiany do organizacji spowoduje że część ludzi zwyczajnie jej nie zrozumie i znacząco będzie spowalniać cały proces. Cóż, to normalne że wiedza każdego z nas jest trochę inna. Zaczną się więc pojawiać korekty planu, które wygenerują opóźnienia w realizacji. Często, dopiero w momencie większych problemów z realizacją projektu lub opóźnień, zacznie działać pętla zwrotna przesyłająca informacje w kierunku zarządów i właścicieli. Zarządzający, zmuszeni koniecznością szybkiego rozwiązania problem, zaczną działać pod jeszcze większą presją czasu, podejmując często kolejne decyzje błyskawicznie, bez szerszego kontekstu. Moim zdaniem, o tym czy będą to dla organizacji decyzje dobre czy złe, w wielu przypadkach może zadecydować szczęście, o ile oczywiście decydenci nie posiadają rozległej i najbardziej aktualnej wiedzy, pozwalającej na zarządzanie w dzisiejszych realiach. Niejednokrotnie jednak, mając po jednej stronie problemu wielu niezadowolonych pracowników a po drugiej pojedynczego “nieskutecznego innowatora”, zapewne chętniej sięgną po nowego kandydata na jego stanowisko. Nagromadzone zniecierpliwienie podpowie im jednak zapewne, aby wyniki jego działań zweryfikować w jak najkrótszym czasie.
W wyniku takiego łańcucha zdarzeń, często zatrudniona zostaje osoba z zewnątrz, która ma wejść w szeregi powiązanej wieloma złożonymi zależnościami organizacji i w przeciągu roku (no może dwóch) uzyskać rewelacyjne wyniki. Zakładając że jednym może się to udać a innym nie, abstrahując od stosowanych przez te osoby metod, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czynnik losowy może tutaj odgrywać bardzo dużą rolę. Poszukując nowych kandydatów i pamiętając o tym jak ważny jest dla nas czas oraz efekty ich przyszłej pracy, niezwykle skrupulatnie wymieniamy cechy jakimi powinni się charakteryzować. Inicjatywa i umiejętność realizowania wyznaczonych celów, zdolności przywódcze, kreatywność, podejmowanie efektywnych decyzji, inspirowanie zespołów do osiągania rezultatów, łatwość w nawiązywaniu kontaktów, myślenie koncepcyjne i analityczne, to tylko niewielka część tego co możemy znaleźć w wielu ogłoszeniach. Jeżeli uda nam się znaleźć osobę idealnie dopasowaną do naszych oczekiwań, to nie powinniśmy jednak zapominać że jej cechy i dotychczasowe sukcesy wypracowane zostały raczej na pewno w organizacji o innej kulturze oraz o zestawie innych unikalnych wartości. Zatem tak czy inaczej, próbujemy jedynie znaleźć najlepiej pasującego kandydata do patetycznie zdefiniowanych na starcie wyzwań. Po rozpoczęciu przez niego pracy często zostaje on osadzony w innych niż podczas rozmowy kwalifikacyjnej realiach i musi zmierzyć się z całą siecią istniejących w firmie zaszłości, zależności, procedur i problemów, często od niego niezależnych. A więc znów pojawia się ryzyko kolejnej niewiadomej i dużej dozy losowości. Zatrudniony po to by zrealizować w szybkim czasie ambitny cel, oprócz ogromnej wiedzy i doświadczenia musi mieć zwyczajnie również dużo szczęścia. Czy zatem nasze ogłoszenia w dobie konkurowania czasem nie powinny zwyczajnie brzmieć: “szczęściarza zatrudnię”?
Moje wnioski mogą wydawać się niektórym stronnicze a może nawet pozbawione racji. Obserwuję jednak że syndrom powierzchownego traktowania zagadnień przez menedżerów, zarządy czy właścicieli jest w wielu firmach powszechny i naraża je na ogromne straty. Oczywiście wiem że istnieją jednostki wybitne, które potrafią powtarzać sukcesy w wielu firmach, nie obserwuję ich jednak zbyt wiele. Wiem że istnieją utalentowani przywódcy, których rozległa wiedza i inteligencja pozwalają na podejmowanie szybkich i skutecznych decyzji. Każdy z nas zna jednak osoby, które w jednej firmie przyczyniły się do ogromnych sukcesów, jednak po przejściu do innej (nawet w tej samej branży) nie sprawdziły się. Niektórzy zatem mieli więcej szczęścia inni mniej. Sądzę że obecnie bardzo często na jakość decyzji ma wpływ poziom interdyscyplinarnej wiedzy oraz zdolność dopasowania się do nowych trendów i wymagań. Aby jednak doskonalić w sobie te umiejętności, musimy być trochę bardziej cierpliwi i poświęcać więcej czasu na systemowe zrozumienie zagadnień. Musimy być bardziej ciekawi otaczającego nas świata. Złudzenie, że nasze doświadczenie będące wynikiem wielu lat pracy w danej dziedzinie jest wystarczające aby podejmować błyskawiczne decyzje o tym co zrobimy jutro, przestaje już wystarczać. Musimy wykraczać poza granice własnych dziedzin, musimy wypracowywać w sobie odwagę do patrzenia na świat w inny sposób. Musimy znaleźć czas na zrozumienie zjawisk w znacznie szerszym kontekście niż nasze własne podwórko.